niedziela, 2 grudnia 2012

Zakończenie Etnoligi

W dni zakończenia Etnoligi nasza drużyna przygotowała prezentacje o drużynie Etnoklapsów. Początku został puszczony film:



Po filmie Damian przedstawił analizę gry Etnoklapsów w stylu trenera i telewizyjnego eksperta wszech czasów Jacka Gmocha. Analiza ta była bardzo dogłębna i mogłaby posłużyć niejednej drużynie grającej przeciwko Etnoklapsom. Bramkarz Do Wzięcia wszystko dokładnie rozrysował i dodatkowo zaprezentował film obrazujący swoje przemyślenia.

Potem była wyżerka. Największym powodzeniem cieszyła się Coca-Cola i pierogi bananowe naszej zawodniczki Marii. 




Potem nastąpiło wręczenie pucharów i piernikowych medali. Zdjęcia można obejrzeć TU.


Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:

sobota, 1 grudnia 2012

Warszaw United 5 - 4 FUA & My Baobab

To miał być, mecz którym w dobrym stylu pożegnamy się z jesienną edycją Etnoligi 2012. Pożegnanie rzeczywiście nastąpiło, ale co do dobrego stylu można mieć pewne wątpliwości. Za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał naszych starań i zaciętej walki. Zostanie tylko wynik. A ten jest dla nas niekorzystny. Strzeliliśmy jednego gola mniej i trzy punkty powędrowały na konto Warsaw United. Jedyne pocieszenie jest takie, że nawet wygrana nie dałaby nam awansu w tabeli. Cieszą się za to przeciwnicy, którzy swoją grę oceniają jako słabą: 

 

Skończyliśmy rozgrywki na przedostatnim miejscu. W jedenastu meczach zdobyliśmy 6 punktów. Zdobyliśmy 46 bramek tracąc 99. Nasza zdobycz bramkowa na tle innych drużyn nie wygląda źle. Chociaż tylko jedna drużyna straciła od nas mniej bramek, to możemy się porównywać się np. do siódmego w tabeli Warsaw United 48 strzelonych bramek. Tragicznie wygląda za to statystyka bramek wpuszczonych. Było ich 99. Co prawda nie przekroczyliśmy progu setki, ale od drużyn ze środka tabeli wypadamy znacznie słabiej. Wniosek z tego taki, że słabo zagraliśmy w obronie. Musimy ten element poprawić w kolejnych rozgrywkach.
Całą tabelę można obejrzeć tutaj:
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=493214727368035&set=a.265363426819834.62906.196472523708925&type=1&theater 


Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:

sobota, 24 listopada 2012

Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 0 - 7 Wszystko Jedno. Etnoliga 24.11.2012

Kapitańskie przemyślenia, czyli wszystko siedmio
Do tej kolejki w każdym meczu udawało się nam strzelić przynajmniej jedną bramkę. Ten mecz zmienił nasze statystyki. Po po raz pierwszy przegraliśmy do zera. Nie potrafię sobie jednoznacznie wytłumaczyć dlaczego tak się stało. Chociaż mam pewne przypuszczenie. Do tej pory zawsze nalegałem, żebyśmy stawiali na obronę. Jak się okazało w poprzednich kolejkach taka taktyka nie przyniosła nam zbyt wielu zwycięstw. Pomyślałem, że może taka taktyka nie pasuje do naszego zespołu. Do tej pory wielu naszych zawodników gnało do przodu i zapominało wracać pod własną bramkę. Stwierdziłem, że może lepiej wykorzystać ten ciąg w kierunku FORWARD, spróbować czegoś nowego i zmienić taktykę. Jako kapitan postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Dlatego przed meczem rzuciłem: "Dobra, to załatwimy ich pressingiem"! 

W sumie nie jestem pewny czy nasi zawodnicy w ogóle mnie posłuchali czy to tylko ja zmieniłem swoje mentalne nastawienie do ustawiania na boisku. W każdym razie częściej niż zwykle gościłem pod bramką Wszystko Jedno i próbowałem odebrać piłkę obrońcom przeciwnika. Inni chyba robili podobnie. Czasami nawet coś z tego wychodziło. Przeciwnikom zdarzały się wybicia na oślep, we wszystko jedno, którą stronę, oddawali nam piłkę. Niestety jak się potem okazało, nie potrafiliśmy ani jednej z sytuacji zamienić na bramkę. Tymczasem przeciwnicy strzelili siedem bramek. Mam wrażenie, że wszystkie strzelone na jedno kopyto według schematu: Przedarcie się przez naszą obronę osłabioną przez osoby znajdujące się pod bramką przeciwnika, stworzenie przewagi liczebnej, dośrodkowanie, dostawienie nogi i strzał z najbliższej odległości do pustej bramki.  Wszystko Jedno znaleźli na nas sposób i wykorzystali go kilkukrotnie. My robiliśmy co mogliśmy. Walczyliśmy do ostatnich sekund o choćby honorowego gola. Bezskutecznie.

W ostatniej kolejce trzeba chyba wrócić do taktyki "na Punto".

Takie nastroje panowały w szatni po meczu:






monsti


Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:


sobota, 3 listopada 2012

FUA & MB 0 - 5 Inter Lions. Etnoliga 03. 11. 2012

Meczu nie było, bo z naszej drużyny na placu boju zjawił się tylko Bramkarz do Wzięcia. Długi weekend sprzyjał wyjazdom. Tak też zrobiła większość naszych zawodników. Tych, którzy zadeklarowali obecność na meczu powstrzymały choroby i wizyty na ostrym dyżurze.
Oddaliśmy mecz walkowerem.
Niestety. 

monsti

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:

sobota, 27 października 2012

Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 3 - 20 Aztekas. Etnoliga 27.10.2012

Zacznę od tego co najważniejsze. A najważniejsze jest to, żeby podziękować kibicom za doping:

 DZIĘKUJEMY!  DZIĘKUJEMY!  DZIĘKUJEMY!  DZIĘKUJEMY!  DZIĘKUJEMY!

Co działo na trybunach i na boisku próbuje oddać ten filmik:


Jak widać i słychać młodzi kibice bardzo dobrze się bawili. Zdaje się, że przypadły im do gustu nasze żółto-czarne stroje nawiązujące do barw pożytecznych owadów i dlatego to naszej drużynie oddali swoje gardła. 
Doping był fantastyczny. Podobnie fantastyczne (utrzymane w gatunku fantasy) były przedmeczowe zapewnienia kibiców, że z ich pomocą pokonamy lidera. Nie mogli oni pojąć,  że może być nam ciężko strzelić jakiegokolwiek gola.

Udało się strzelić nawet 3 bramki. Nad resztą najlepiej spuścić zasłonę milczenia. Przeciwnik był z innej półki. A my jak zwykle zagraliśmy słabo w tyłach.







Tak mecz skomentował jeden z zawodników Azteków:


montsi

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:

sobota, 20 października 2012

Etnoliga. Chrząszczyki 14 - 2 Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab

Nasz kolejny mecz rozgrywaliśmy z ekipą Chrząszczyki / FC Bródno. Niestety nie było mnie na tym meczu. W oczekiwaniu na relację uczestników mogę jedynie spróbować powtórzyć słowa Adama, który na gorąco zdał mi relację przez telefon. Podobno: "przeciwnik miał dobry dzień. Chrząszczykowa bramkarka miała najlepszy dzień".  Ponadto: "wszyscy biegali po boisku bez sensu, jak również bez ładu i składu". Jak już jesteśmy przy składzie to... to skład był. Nawet był jeden rezerwowy. Co do ładu to podobno zawodnicy zapomnieli podzielić się pozycjami na boisku. Co do sensu - może najlepiej zobrazuje to dowcip o Buldogu, który może być w pewnym stopniu metaforą naszej gry: http://www.porcys.com/Forum.aspx?id=2494

Jak powiedział Adam o tym meczu należy jak najszybciej zapomnieć. Za tydzień pod hasłem "Bij mistrza"! spotykamy się z Aztekas.

montsi

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:


sobota, 13 października 2012

Etnoliga. Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 9 - 8 Estiqlal

Nic nie zapowiadało tragedii? Estiqlal.

W sobotę od rana czułem się jak trener Fornalik. Bolała mnie głowa. Nasz skład dosłownie i w przenośni się rozleciał. Filar FUA&MB, nasz grający manager Maciej L. gościł z wizytą we Lwowie, sprawdzając czy miasto po Euro 2012 nadaje się do ponownego przyłączenia do macierzy. Brat mój Tomasz poleciał do Meksyku, odwiedzić kraj swoich byłych zwierzchników z czasów pracy na zmywaku w San Diego w programie Work & Travel. Tomasz S. zachorował, Hania nie zgodziła się na występ swojej mamy- Kasi, a Gosi nie gra była w głowie ;). Z bliżej nieznanych mi przyczyn miało też zabraknąć naszego bramkarza Damiana i Piotrka T. (Turu). Wszyscy oni uprzedzili o swojej absencji. Pozostali w ogóle nie raczyli dać znać, czy zaszczycą nas swoją obecnością (Panowie czas założyć skrzynkę mailową lub wygospodarować środki na SMSa).

Oprócz mnie, grę zadeklarowali Vlad, Paweł K. (Królu) i Maria. Mieliśmy więc skład na styk, ale bez bramkarza. Przed meczem próbowałem powołać między słupki Kodjo, ale jak na złość w tej kolejce nie mógł grać. Postawiłem więc na sponton. Po przyjeździe na Polną, zorientowałem się, że na 10 min. przed meczem jesteśmy tylko my z Marią. Szybko więc powołaliśmy na bramkę, grającego w poprzednim meczu reprezentanta Haiti - Richarda. Na pięć minut przed pierwszym gwizdkiem zjawił się Królu. 

Vlada nie było i nie pojawił się już do końca meczu (może pomylił miejsce zgrupowania i pojechał za Maćkiem do Lwowa). Nie było na co czekać. Wziąłem wolną koszulkę, wyszedłem na halę i spytałem się publiki, kto by chciał w niej wystąpić. Z entuzjazmem te propozycję przyjął młody przedstawiciel narodu afgańskiego (niestety imienia zapomniałem). Powiedział mi, że kocha piłkę. Rzeczywiście kochał. Przez całe spotkanie bez ustanku biegał za nią po całym boisku, a że miał śliskie buty do ich zbliżenia dochodziło rzadziej niż by sobie tego życzył. Ale zostawił dużo serca i płuc na parkiecie.

Pierwsza połowo rozpoczęła się zgodnie z przewidywaniami. Nie pamiętam dokładnie jej przebiegu, grunt że na przerwę, tak jak tydzień wcześniej, schodziliśmy przegrywając 3:5. Niestety nie wiem, kto zdobył dla nas bramki.
Jakoś tak naturalnie wyszło, że z Richarda będziemy mieli więcej pożytku w polu niż w bramce. Zmienił go tam Królu. Nasz haitański nabytek przechodził bez problemu całe boisko i siał popłoch pod bramką przeciwników. Dzielnie wspierała go Maria, która moim zdaniem jest najlepszą zawodniczką tego turnieju. Okazała się jednym z najmocniejszych punktów naszego zespołu.

Na początku drugiej połowy przeciwnik wściekle atakował, ale na drodze stanął mu Maciek, który pojawił się w naszej bramce i był jak Tomaszewski na Wembley. Na swój urok osobisty zwabiła go (Maćka nie pana Janka) na Polną Gosia, która choć nie występowała, wspierała nas wytrwale dopingując z ławki. Niestety Maćka dopadła kontuzja i musiał dołączyć do Gosi. W międzyczasie stopniowo odrabialiśmy straty. Wspaniale rozgrywali Maria i Richard. Nie pamiętam, ile każde z nich strzeliło bramek. Ja,
dzięki ich świetnym asystom wrzuciłem dwie. Z dalekiej podróży wrócił stary dobry Królu, nomen omen królujący w polu karnym. Niczym nie przypominał tego bezradnego zawodnika z poprzedniego meczu, który każdą akcję kończył w stylu ?Lesniak? o Jezus Maria?. Tym razem zapakował przynajmniej 3 bramki i to od czasu do czasu broniąc naszej bramki.
Na dwie minuty przed końcem doprowadziliśmy do remisu. Ja stojąc na bramce w końcówce meczu, pomny rad znawcy futbolu Bartosza ?Smutka?, chciałem grać na czas, ale Richard z Marią ponaglali. I mieli rację. Na pół minuty przed ostatnim gwizdkiem chciałem przytrzymać piłkę po aucie pod naszą bramką, ale Maria dalekim wybiciem podała na pole karne przeciwnika i po szybkiej akcji albo ona, albo Król zadali śmiertelny cios przeciwnikowi.
Informacje o śmierci FUA&MB, były więc mocno przesadzone. Nie składamy broni. Oby tak dalej.
ADAM 


Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook
 
 

sobota, 6 października 2012

Etnoliga. Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 6 - 12 Lions

Mecz w tę sobotę zapowiadał się na prawdziwą katastrofę...
Kłopoty zaczęły się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, gdzie skład został zdziesiątkowany przez kontuzje, choroby oraz obowiązki. Zapowiadało się nawet, że może być nas za mało by wystawić realny skład. Dlatego zaczęto szukać środków zastępczych. Udało się znaleźć dwie dziewczyny gotowe zagrać razem z nami. Były to Aneta, fanka Etnoligi, która by nas wesprzeć przybyła aż z Augustowa oraz Maria, zawodniczka „bez przydziału” ale z wielkimi chęciami. Obie okazały się niezwykle udanymi transferami. Dodatkowo dzięki zaangażowaniu kapitana udało się także przywieźć kilku podstawowych zawodników tak więc po raz pierwszy od dawna mieliśmy „bogactwo” wyboru składu.

Taktyka przed meczem nie zmieniła się znacznie. Granie przeciw wielokrotnym mistrzom Etnoligi, nawet bez wszystkich zwycięzców zmusza do bardzo roztropnej gry. Jednak jak mówi klasyk: „ Do wielkich należy podchodzić z szacunkiem, nie strachem”. Uznaliśmy to za naszą maksymę meczu i przystąpiliśmy do gry.
Niestety szybko okazało się, że przeciwnicy przewyższają nas niemalże we wszystkich aspektach footballu czyli technice, szybkości, zgraniu oraz skuteczności. Jednak braki czysto piłkarskie nadrabialiśmy zaangażowaniem i sercem. Mimo dwóch szybko straconych bramek wzięliśmy się w garść. Na przerwę schodziliśmy z wynikiem 3:4, po hattricku Vlada, naszego ofensywnego działa. Szczególne brawa należą się naszemu kapitanowi, który mimo bolesnej kontuzji pięty grał na „blokach” i popisał się nawet pięknym strzałem w okienko z połowy boiska ( ponoć zdrową nogą) ale niestety bramkarz przeciwnika również stanął na wysokości zadania.
 
W drugiej połowie zaaplikowano nam już sporą dawkę respektu wobec mistrzów, ale mimo to uważam ten mecz za niezwykle udany z naszej strony. Po raz kolejny udowodniliśmy że potrafimy grać z lepszymi od nas i sprawić im pewne kłopoty. Po meczu udało się zorganizować transfer definitywny zawodniczki Marii, która zaliczyła niezwykle udany debiut. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że w tym sezonie mamy naprawdę uzdolnione zawodniczki. Aż strach pomyśleć co będzie w następnym jak będą się tak rozwijać 
Bramkarz Do Wzięcia

Tak mecz skomentował Kojo - bramkarz i kapitan Lions w jednej osobie: 

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook
 

sobota, 29 września 2012

Etnoliga. Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 4 - 9 The Tigers

Zabrakło sił i frytek

Do meczu z The Tigers przystępowaliśmy z przekonaniem, że jest to drużyna w naszym zasięgu. W zeszłej edycji to my by byliśmy górą. Z drugiej strony wystarczyło proste porównanie wyników obu drużyn w meczach z Pak Hazara, żeby stwierdzić, że to Tygrysy będą faworytem spotkania. (My zaliczyliśmy przegraną jedną bramką, The Tigers wygrali dziewięcioma).
Jak się okazało faworyt nie zawiódł... Trzeba stwierdzić, że trochę mu to ułatwiliśmy. Jeszcze przed meczem okazało się, że wielu naszych zawodników w sobotnie popołudnie będzie zajmować się czymś innym niż grą w piłkę i nie może stawić się na mecz. (Np. uczestniczeniem w Forum Współpracy Rozwojowej). Posypały się też kontuzje. Nie pomogły nam przedmeczowe zabiegi, żeby poszerzyć ławkę rezerwowych. Próba ściągnięcia na mecz zawodników, którzy grali z nami w poprzednich edycjach Etnoligi nie powiodła się. Nie udało się też ściągnąć nowych zawodników. Próba szybkiego dołączenia do zespołu koleżanek z pracy również nie wypaliła. Dlatego mecz rozgrywaliśmy w osłabieniu. Pozycja "dziewczyna" nie została obsadzona. Chłopaków też było nie za wielu, bo pięciu.  W końcu wystąpiliśmy w składzie: Bramkarz do Wzięcia (Damian), Turu, Paweł K., Maciek i Vald, który dołączył do zespołu po wakacyjnej przerwie. 
Staraliśmy się jak mogliśmy, ale wyszło z tego 4-9 dla przeciwnika. Próbowaliśmy nie tracić zbyt wielu bramek na początku meczu. Ten plan się nie powiódł. The Tigers zdobyli przewagę i kontrolowali ją przez cały mecz. My wiedząc, że nie mamy nic do stracenia szukaliśmy szans w ataku. Grać w trzech przeciwko czwórce jest ciężko, dlatego nasze akcje ofensywne często szły nam opornie. Próbowaliśmy strzałów z daleka, rozgrywania stałych fragmentów gry. Bramkarz Tygrysów miał dobry dzień i, gdy już udawało się nam zagrozić bramce przeciwników, spełniał swoje zadanie nie dopuszczając do utraty gola. Trzeba też wspomnieć, że bramkarz to "kawał chłopa" i strzelić mu bramkę jest naprawdę trudno. Udało się nam to 4 razy. (Strzelców jak zwykle nie potrafię wymienić).
Nasza bramkarz też czasami wyczyniał cuda. Ale często był bezradny - pozbawiony wsparcia obrony. Zwyczajnie nie mieliśmy siły wracać pod własną bramkę. Nie pomogły nawet belgijskie frytki, którymi Paweł był karmiony przez żonę, kiedy siadał na ławce rezerwowych. Po tych frytkach grał jakby lepiej, ale to nie wystarczyło na The Tigers.
Ciężko nawet powiedzieć, co moglibyśmy zrobić, żeby polepszyć wynik. Na boisku nie dało się zrobić wiele więcej. Staraliśmy się jak mogliśmy najlepiej i zostawiliśmy na hali przy ul. Polnej wiele zdrowia. (Nawet dosłownie. Wylądowałem w niedzielę rano w szpitalu na prześwietleniu obolałej nogi). Być może kluczem do sukcesu byłoby przekazanie części belgijskich frytek Vladowi? (Podobno był głodny). A co by się działo, gdyby każdy zjadł porcję w przerwie meczu?
Niezależenie od smażonych ziemniaków z Beneluksu trzeba stwierdzić, że naszym głównym problemem była gra w osłabieniu i brak zmian. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych meczach problemy kadrowe nie powtórzą się. 

A tak mecz skomentowali zawodnicy The Tigers:


montsi

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook

niedziela, 23 września 2012

Etnoliga. Funadacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 3 - 4 Pak Hazara FC

Bardzo subiektywnie spróbuję krótko skomentować ten mecz. Czuję się  po nim jak po partii warcabów, którą przegrywa się na własne życzenie. Wykonuje się głupi ruch, po którym przeciwnik nagle zbija trzy pionki. Potem można się starać i wysilać, ale na nic się to zdaje, bo przeciwnik kontroluje sytuację. A wymiana ciosów prowadzi do przegranej.

Przeciwnik zrobił z nami to co my powinniśmy zrobić z nimi. Zdobył przewagę bramkową w pierwszej połowie, a w drugiej konsekwentnie jej bronił. Chociaż to my pierwsi strzeliliśmy bramkę, to na przerwę schodziliśmy  z wynikiem 2-3.
Sądziliśmy, że jesteśmy w stanie wygrać mecz jeśli tylko w drugiej połowie będziemy konsekwentnie grać "swoją piłkę". Nic takiego się nie wydarzyło. Może i byliśmy konsekwentni, ale nie przyniosło nam to sukcesu. Hazarowie strzelili czwartą bramkę. Potem przetrzymywali piłkę w obronie chcąc wciągnąć nas na własną połowę. Mam wrażenie, że trochę przespaliśmy drugą część spotkania. Graliśmy tak jak chciał przeciwnik. W końcówce udało nam się rzucając się szaleńczo do przodu strzelić bramkę kontaktową. Na wyrównującą nie starczyło już czasu. 

Generalnie jest to mecz, o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Dlatego nie będę się rozpisywał na jego temat. Nie raz przychodziło mi opisywać nasze porażki. Ale ta wydaje mi się nadzwyczaj ciężkostrawna. Pewnie dlatego, że przeciwnik był w naszym zasięgu. W zeszłym tygodniu też przegraliśmy jedną bramką, ale po tamtym meczu czułem się lepiej. Bo lepsza też była nasza gra.

W zaaranżowanym przy witrynie piekarni studio sportowym mecz skomentowała nasza zawodniczka Gosia:



Po tym meczu pozostaje nam pójść za przykładem polskiej reprezentacji piłkarskiej i winę za brak dobrego wyniku zrzucić na... na... NA DACH! (Choć po meczu rozgrywanym na hali to może być marne wytłumaczenie).


montsi


Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook

środa, 19 września 2012

Etnoliga. Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 4 - 5 Etnoklapsy


Na drugi mecz obecnych rozgrywek Etnoligi przybyliśmy jeszcze bardziej zmotywowani niż na inaugurację. Po zwycięstwie nie chcieliśmy powtórzenia scenariusza z poprzednich rozgrywek, gdzie po dobrym występie zanotowaliśmy serię przegranych oraz spadek w tabeli. Bogatsi o te doświadczenia, mecz rozpoczęliśmy w pełnym skupieniu.

Etnoklapsy były znacznie trudniejszą drużyną niż przeciwnicy z Kaukazu, m. in. dlatego, że nie mieliśmy nad nimi tak zdecydowanej przewagi fizycznej oraz liczebnej. Byli także drużyną znacznie bardziej doświadczoną oraz zdyscyplinowaną. Warto wspomnieć, że ilość zawodników jaką mieli do dyspozycji spokojnie pozwoliła by startować w zwykłych rozrywkach ligowych i to z pełną ławką rezerwowych!

 
Nie mniej nie przestraszyliśmy się, starając się grać swoje. Znając swoje ograniczenia, jak zwykle nacisk położyliśmy na obronę, licząc na zabójcze kontrataki i błędy przeciwnika. Tak też wyglądała pierwsza połowa. To przeciwnik głównie był w posiadaniu piłki. Nie mam dostępu do oficjalnych statystyk ale sądzę, że ponad 80% czasu to oni kontrolowali akcję. Mimo to przez ponad 10 minut broniliśmy się mądrze, stwarzając z rzadka zagrożenia ich bramkarzowi. Etnoklapsy na szczęście nadziewały się na solidny mur zbudowany z obrony oraz bramkarza, którego długo nie mogli skruszyć.
Stara prawda mówi, że gdzie diabeł nie może tam babę pośle. W tym przypadku, gdy męska siła i determinacja nie zdawała egzaminu, postawiono na kobiecą finezję. Gola na 0:1 dla Etnoklapsów strzeliła Magda, jedyna kobieta w drużynie przeciwnika, potwierdzając jak bardzo jej nie doceniliśmy.

Jednobramkowa strata to na hali jeszcze nic strasznego. Niezrażeni, próbowaliśmy grać swoje, licząc że dotrwamy do przerwy. Niestety niedługo potem padł drugi gol i zaczynało się robić nieciekawie. Wtedy to, niczym w amerykańskim filmie, dostaliśmy dar otuchy, sygnał który rzucił nas do ataku. Po jednej z akcji, bramkarz złapał piłkę w ręce, a widząc wysuniętego golkeepera przeciwnika bez zawahania kopnął piłkę lobem do bramki. (Notabene jest to mój drugi gol w drugim meczu jako bramkarza. Sam jestem zaskoczony taka skutecznością). Potem poszła jeszcze jedna szybka kontra. Wyrzut bramkarza do zawodnika nr. 14 (Krzyśka) oraz gol niemalże do szatni. Na przerwę schodziliśmy z dobrym wynikiem 2:2, wiedząc jednak że przeciwnicy zostali podrażnieni.


W drugiej połowie football był już znacznie bardziej otwarty. Mnóstwo sytuacji pod oboma bramkami, wspaniałych interwencji bramkarzy i obrońców oraz ciekawych, koronkowych akcji. Ten mecz naprawdę mógł się podobać. Wyszliśmy na drugą połowę wyraźnie podbudowani, natomiast Etnoklapsy chyba zbytnio skupiły się na próbie strzelenia bramki, gubiąc się czasami w obronie. Akcje często szły cios za cios i podobnie było z bramkami. Najpierw uzyskaliśmy prowadzenia na 3:2, które to najdłużej utrzymaliśmy. Niestety znowu w końcówce zabrakło nam sił, chociaż z każdym meczem jest coraz lepiej. Dostaliśmy bramkę na remis. Później jeszcze jedną i znowu Etnoklapsy wyszły na prowadzenie. Wyrównaliśmy dzięki szybkiej kontrze oraz niezwykłej determinacji naszego kapitana, który w zderzając się z bramkarzem ostatkiem sił wepchnął piłkę do bramki.


Niestety na dwie minuty przed końcem meczu Etnoklapsy strzeliły jeszcze raz, a wynik meczu ostatecznie zatrzymał się na 4:5 dla przeciwnika. Tutaj uderzam się w pierś i krzyczę: „mea culpa!”, ponieważ przy ostatniej bramce mogłem zachować się zdecydowanie lepiej. Zaskoczony torem odbicia się piłki od podłoża, nie wybiłem jej odpowiednio i nie zdołałem zablokować dobicia przeciwniczki. Tak to ładną klamrą Magda z Etnoklapsów spięła ten mecz, strzelając bramkę na zamknięcie. Później mieliśmy jeszcze kilka szans, ale żadnej wystarczająco klarownej by mówić o zmarnowanej szansie.


Mimo gorszego wyniku, z mojej perspektywy zagraliśmy naprawdę dobrze. Pokazaliśmy determinację, goniąc wynik i naprawdę niewiele brakowało byśmy go utrzymali. Z każdym dniem wzrasta nasza kondycja, zgranie oraz pewność siebie. Nasze dziewczyny także grają pewniej i stanowią integralną część zespołu, wymieniając się w obowiązkach Matki/Opiekunki oraz Zawodniczki. Sam mecz był otwarty, ciekawy, z mnóstwem zwrotów akcji oraz agresywny choć bez zbędnej brutalności, w stylu angielskim. Prawdziwa promocja Etnoligi


Chwalić jednostkowo nie ma kogo, ponieważ każdy wniósł coś do drużyny, sprawiając że tworzyliśmy monolit. Wyróżnić chciałbym tylko zawodnika Bartka, który niestety w pierwszej połowie poczuł ból w nodze i nie chcąc ryzykować niestety nie dograł tych zawodów. Życzę zdrowia!


Przed meczem, w przerwie oraz po jego zakończeniu, nagrywane były wywiady z zawodnikami Etnoklapsów, o których prowadzić będziemy prezentację. Postaramy się zdobyć jeszcze więcej materiałów by móc zaskoczyć nie tylko gości ale samą drużynę
.


Damian

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook


smile

sobota, 8 września 2012

Etnoliga. Funadacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 9 - 6 Kaukaz

Zwycięstwo na inaugurację

W pierwszej kolejce jesiennej edycji Etnoligi 2012 rozegraliśmy mecz z drużyną Kaukaz. Wygraliśmy! A to - jak wiedzą czytelnicy tego bloga - nie zdarzało się nam w poprzednich występach zbyt często. Dlatego bardzo cieszymy się z pierwszych zdobytych punktów. 

Przed meczem nic nie zapowiadało dobrego występu. W czasie wakacji nie przeprowadziliśmy żadnego wspólnego treningu. Co prawda czas wolny każdy przeznaczył na przygotowania indywidualne. (Niektórzy grali w siatkówkę, inni chodzili po górach, jeszcze inni robili remont). Ale nie miało to zbyt wiele wspólnego z przygotowaniem piłkarskim. Obawialiśmy się, że zaprezentujemy się jak polskie drużyny w europejskich pucharach... Niepotrzebnie. Okazało się, że przeciwnicy mają jeszcze większe problemy... Niektórzy z nich potkali się przed meczem pierwszy raz w życiu.

Przebieg meczu był dramatyczny. Postanowiliśmy, że nie damy sobie strzelić zbyt wielu bramek. A reszta jakoś pójdzie. I poszła. (Poszła... to może w drugiej połowie, bo w pierwszej jeszcze biegała). W pierwszej połowie łatwo udawało się nam zdobywać gole i nie dopuszczać pod swoją bramkę zbyt wielu akcji. Na przerwę schodziliśmy z wynikiem 6-1. W drugiej połowie zapomnieliśmy o założeniach taktycznych i zamiast spokojnie pilnować wyniku zapuszczaliśmy się daleko do przodu. Nie mieliśmy sił, żeby wracać do defensywy. W nasze szeregi wdarło się więcej - że tak się wyrażę - spontaniczności. Zawodnicy Kaukazu gonili wynik. Ich golkiper stał się rozgrywającym. Damian na bramce chwilami wyczyniał cuda, a reszta próbowała coś ustrzelić i nie dać sobie wydrzeć zwycięstwa. Skończyło się 9-6. Kto strzelił bramki dokładnie nie pamiętam. Możecie to napisać w komentarzach poniżej.

Po meczu należy pochwalić:
- Matkę z Dzieckiem - która przez cały mecz, bez możliwości zmiany dzielnie walczyła ze zwinnymi napastnikami Kaukazu, 
- Gosię - która - chociaż nie mogła wystąpić na boisku - umożliwiła występ Matce z Dzieckiem, opiekując się Dzieckiem, 
- Dziecko - które chociaż nie potrafi jeszcze grać w piłkę wytrzymało bez Mamy na trybunach prawie cały mecz. 
Dzięki tej skomplikowanej akcji opiekuńczej graliśmy niemal przez cały mecz z przewagą jednego zawodnika, a właściwie zawodniczki... Matki... Matki z Dzieckiem. 

Pochwały należą się również butom Adama i piszczelom Piotra oraz ich właścicielom. Nowe buty Adama miały różne nieprzewidziane, czarodziejskie zagrania. Czasami pozwalały na efektowne strzały - takie jak zdobycie bramki z własnej połowy. Innym razem odmawiały współpracy. Jeden z butów w czasie gry spadł z nogi, a Adam musiał przez chwilę bronić dostępu do bramki w samej skarpecie. Co do piszczeli Piotra, to zostały one ostro potraktowane przez przeciwnika podczas jednego z kontrataków. Piotr zdołał w tej bolesnej dla niego akcji zaliczyć asystę, a ukarany żółtą kartką przeciwnik musiał na 2 minuty opuścić boisko. To się nazywa poświęcenie! Reszta zawodników (Tomek, Paweł K., Maciek L.) również była zaangażowana, ale w mniej efektowny sposób. 

Skoro już wszystkich chwalę, kilka słów chciałem poświęcić bramkarzowi Damianowi, który w poprzedniej edycji występował jak Bramkarz Do Wzięcia. W tym sezonie nie jest już "Do Wzięcia", bo występowanie w innych drużynach ogranicza regulamin. Cieszymy się więc, że dołączył do naszej drużyny - Fundacji Usłyszeć Afrykę & My Baobab - i już w pierwszym meczu pokazał swoją klasę. Bez takiego bramkarza trudno byłoby nam wygrać ten mecz. Nasz bramkarz nie tylko wykazał się w obronie, ale również wpisał się na listę strzelców, strzelając gola spod naszej bramki!

To już pewna tradycja, że wygrywamy w pierwszym meczu. Poprzednio na inaugurację pokonaliśmy The Tigers. Potem było gorzej... Ale wierzymy, że podobieństwa z wiosenną edycją Etnoligi skończyły się na zwycięstwie w pierwszym meczu.  Jesteśmy zadowoleni z pierwszego zwycięstwa. Czekamy na następne!

montsi

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook


sobota, 1 września 2012

Nowa halowa edycja Etnoligi

Minęły wakacje. Dzieci idą do szkoły. Dorośli wracają do pracy. A Etnoliga wraca do gry. 1 września odbyło się spotkanie kapitanów, a już za tydzień ruszają rozgrywki. Zapraszamy do kibicowania i śledzenia naszych futsalowych przygód.

środa, 2 maja 2012

Wręczenie nagórd. Zakończenie halowej edycji Etnoligi.

Zakończenie Etnoligi 
28 kwietnia odbyło się zakończenie halowej edycji Etnoligi 2012. W związku z tym już od godziny 11 w Ośrodku Sportu i Rekreacji przy ulicy Polnej w Warszawie działy się różne ciekawe rzeczy. (Na przykład warsztaty dla dzieci). O 14:30 na hali zostały wręczone medale i puchary. Do obioru nagród zostaliśmy wezwani jako pierwsi, ponieważ zajęliśmy ostatnie miejsce... (FUA na czele, gdy odwrócisz tabelę). 
Okazało się, że drużyny, które zajęły miejsca od trzeciego do dwunastego otrzymują takie same medale - "za III miejsce"... W jednej chwili awansowaliśmy o dziewięć miejsc. 
Pierwsze miejsce zajęła drużyna FC Taborowa, która pokonała nas w ostatniej kolejce. Po dwóch porażkach w końcówce ligi na drugim wylądowali Loaded Zeppelins. Na trzecim uplasowały się Chrząszczyki Bródno. 
A my?
 
Nasza drużyna w halowej edycji Etnoligi 2012 udowodniła, że piłka nożna w wersji "indoor" nie jest naszym żywiołem. Zdecydowanie lepiej czujemy się na zielonej murawie. Etnoligowe rozgrywki ukończyliśmy z 11 punktami na koncie. 6 wywalczyliśmy za dwa wygrane mecze, 5 za udział dziewczyn. Tyle samo punktów - 11 - uzyskaliśmy w poprzedniej edycji Etnoligi. Więc niby trzymamy poziom. Tyle, że wtedy punkty były liczone zupełnie inaczej.  Do ich zdobycia potrzebowaliśmy 3 zwycięstw i dwóch remisów. Nie było bonusów za udział kobiet.

Strzeliliśmy 54 bramki. Straciliśmy 95. Tylko jedna drużyna straciła ich więcej. Widać więc wyraźnie, że mamy dużo do naprawienia w defensywie. Nasi zawodnicy mają wrodzoną chęć zdobywania bramek i ciężko im podporządkować się planom taktycznym opartym na obronie. Na szczęście zakończonych rozgrywkach widać było pierwsze optymistyczne zamiany stylu w naszej grze, które doprowadziły nas do zwycięstwa z ówczesnym liderem rozgrywek. Dla przypomnienia link: http://fcuslyszecafryke.blogspot.com/2012/04/etnoliga-fundacja-usyszec-afryke-my.html

Nasze uczestnictwo w halowej edycji Etnologi 2012 zostało - że się tak poetycko wyrażę - spięte dramatyczną klamrą. Po pierwszej kolejce mieliśmy pozycję lidera. Po ostatniej spadliśmy na samo dno. Mimo uzyskania niezbyt satysfakcjonującego wyniku z optymizmem spoglądamy w przyszłość. W przyszłej edycji Etnoligi może być tylko lepiej.

Dziękuję wszystkim zawodniczkom i zawodnikom, którzy w halowej edycji Etnoligi 2012 występowali w żółto-czarnych trykotach i reprezentowali drużynę Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab. 

Wystąpili:
Gosia
Ewa
Kasia
Kombo
Paweł
Turu
Popek
Krzysiek
Tomek Dz.
Tomek S.
Adam
Vlad
Rustem
Maciek
Bramkarz Do Wzięcia.


Może kiedyś będziemy święcić sukcesy jak Taborowa?










 


sobota, 21 kwietnia 2012

Etnoliga. FC Taborowa 10 - 3 Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab

Powrót do rzeczywistości, czyli twarde lądowanie.


Po zwycięstwie nad  liderem  w dziesiątej kolejce Etnoligi morale naszej drużyny znacznie wzrosło. Wręcz poszybowało między obłoki. Dlatego do meczu z  nowym liderem - FC Taborową - przystępowaliśmy przekonani, że nauczyliśmy się grać z mocnymi przeciwnikami i, że jeśli tylko będziemy stosować taką taktykę (Punto-Catenaccio) jak w poprzednim meczu wszystko może się wydarzyć. Może przeciwnik nas zlekceważy i wygramy?

Jak mawiają trenerzy i komentatorzy, a za nimi powtarzają domorośli znawcy futbolu: "zwycięskiego składu się nie zmienia". W naszej drużynie ignorujemy tę zasadę, ponieważ na mecze przychodzi ten kto może. W tym meczu w wystąpili zasiedli: Gosia, Adam, Kombo, Maciek, Rustem, Tomek, Vlad, Bramkarz Do Wzięcia. Brakowało dwóch Pawłów, Piotra, Krzyśka i Tomka S.

Mecz rozpoczął się od odpierania ataków FC Taborowej. I tak już było przez cały mecz, z krótką przerwą na nasz frontalny atak pod koniec pierwszej połowy. Mimo poświęcenia w obronie straciliśmy dwie bramki. I kiedy już wydawało się, że jest po meczu, ruszyliśmy do ataku i udało nam się wyrównać. Najpierw po nonszalanckim zachowaniu bramkarza przeciwników Adam Dz. przejął piłkę i umieścił ją w siatce. Później sprytnie zdobyliśmy gola z rzutu wolnego, rozgrywając go podobnie jak Argentyna w meczu z Anglią w czasie Mistrzostw Świata w 1998 roku. (Dla przypomnienia: http://www.youtube.com/watch?v=_06AkZvjgxU). Podawał Vlad, strzelał Maciek. Po zdobyciu dwóch bramek "trochę się podpaliliśmy". Jeszcze bardziej ruszyliśmy do przodu i otworzyliśmy przeciwnikom szansę na wyprowadzenie skutecznej kontry. Do przerwy przegrywaliśmy 3-2. Byliśmy przekonani, że w drugiej części spotkania potrafimy nawiązać walkę. Tak to wyraził Vlad:


Piłkarze FC Taborowej drugą połowę meczu rozpoczęli  hasłem "koniec zabawy". Okazało się, że nie żartowali. Straciliśmy aż 7 bramek. Oto jedna z nich. (Tu ławka rezerwowych krzyczymy na Kombo. Ale nie on jeden nie trzymał pozycji).


Byliśmy nieskuteczni w obronie i nie potrafiliśmy zagrozić bramce przeciwnika. Słowem - wróciły wszystkie mankamenty z poprzednich przegranych spotkań. Nasz honor uratował Tomasz Dz. strzelając jedyną bramkę w tej połowie.

Tak mecz podsumował jeden z zawodników FC Taborowej:


Kilka słów należy poświęcić sytuacji w tabeli. Nasz mecz z Taborową był ostatnim meczem kolejki i w ogóle tej edycji Etnoligi. Dlatego znaliśmy wyniki wcześniejszych spotkań. Wiedzieliśmy, że do tej pory ostatnia drużyna Etnoligi - National Pride - ograła wicelidera (Zeppelinów), zgarnęła trzy punkty i przeskoczyła nas w tabeli. Dlatego nie mogliśmy się zadowolić jednym punktem za występ dziewczyny. Żeby nie wylądować na ostatnim miejscu musielibyśmy wygrać.
Okazało się, że jest to zadania ponad siły, a nasze przedmeczowe założenia to bujanie w obłokach. FC Taborowa nie pozostawiła nam złudzeń. Pewnie wygrali mecz. Zaprezentowali doskonałą technikę, szybkość i dobre zgranie. Nasza defensywna taktyka tym razem nie przyniosła efektu. A przeciwnik, do spółki z Zeppelinami i National Pride zgotowali nam twarde lądowanie na końcu tabeli.

Pocieszające jest to, że mimo porażki 3-10 i spadku na ostatnie miejsce utrzymaliśmy się w I lidze. A to dlatego, że Etnoliga nie nie ma II ligi.

Na koniec chciałbym podziękować kapitanom FC Taborowej, Warsaw United i Goal Hunters za zgodę na zmianę terminów meczy. Dzięki temu nasz mecz odbył się nie o 12 a o 14. DZIĘKI. Znacznie ułatwiliście nam zorganizowanie prezentacji naszej drużyny o 15, po meczu.


Prezentacja drużyny Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab

Zgodnie z tradycją Etnoligi co tydzień jedna z drużyn przygotowuje godzinną prezentację z poczęstunkiem. W tym tygodniu przypadła nasza kolej. Prezentację rozpoczęła Gosia opowiadając o Madagaskarze i działalności Fundacji My Baobab. Później kilka słów drużynie i Fundacji Usłyszeć Afrykę powiedział kapitan Maciek.  Następnie przeprowadziliśmy konkurs i wyświetliliśmy film o Fundacji Usłyszeć Afrykę.

Najbardziej emocjonującą częścią prezentacji okazał się konkurs z nagrodami w postaci kubków. Prowadzący konkurs Adam i Maciek mieli pewne trudności z opanowaniem publiczności masowo zgłaszającej się do odpowiedzi. Trzeba jednak stwierdzić, że cele nadrzędne, jakimi były przybliżenie wiedzy o Afryce i rozdanie kubków został osiągnięty. Szczęśliwcom, którzy uzyskali nagrodę życzymy przyjemnego użytkowania.
W czasie prezentacji panowała przyjacielska atmosfera. (Można to zauważyć na zdjęciu obok). Może było to skutkiem zjedzenia ciasta bananowego Banoffie, które zawsze wprowadza dobry nastrój. Ciasto to było zjadane bez krojenia, wprost z blachy, często z pominięciem - jadalnej i do tego całkiem smacznej - części spodniej. Postanowiliśmy podzieliś się przepisem, żeby każdy mógł je sobie zrobić w domu:


Banoffie

składniki:

-2 opakowania ciasteczek kakaowych solidarność
-100g masła lub margaryny
-ok 12-14 bananów
-cytryna
-0,5 l śmietany kremówki
-puszka masy kajmakowej (lub 2 puszki) najlepiej ok 1,5 puszki
-pół tabliczki czekolady

  1. masło rozpuszczamy, ciastka kruszymy na mak w blaszce, w której będzie ciasto,
  2. masło łączymy z rozkruszonymi ciastkami, ugniatamy spód banoffie,
  3. pieczemy ok 10-15 min. w średniogorącym piekarniku,
  4. czekamy, aż wystygnie,
  5. na spód nakładamy masę kajmakową (wcześniej możemy puszki włożyć do wrzątku i nakładać gorącą łyżką),
  6. na kajmak układamy pokrojony wzdłuż banany jeden przy drugim,
  7. banany skrapiamy sokiem z cytryny,
  8. na banany nakładamy wcześniej ubitą śmietanę,
  9. na to ścieramy czekoladę dla ozdoby,
  10. przed podaniem najlepiej przechowywać ok 12h w lodówce.


Jeśli nie było Cie na naszej i chcesz się czegoś o nas dowiedzieć prezentacji zajrzyj na nasze strony internetowe albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook
My Baobab - www.mybaobab.org, facebook


monsti

sobota, 14 kwietnia 2012

Etnoliga. Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 4 - 1 Loaded Zeppelins

Bij mistrza! Czyli historia o tym jak wygraliśmy z liderem.

Choć może to brzmieć niewiarygodnie wygraliśmy mecz. I to z nie byle kim, bo liderem Etnoligi - Loaded Zeppelins. Do tej pory jestem w lekkim szoku. Pewnie nie tylko ja?

Gdyby bukmacherzy brali pod uwagę mecze Etnoligi, podejrzewam, że kursy przed spotkaniem Fundacji Usłyszeć Afrykę & My Baobab z Loaded Zeppelins wyglądałyby mniej więcej tak:
1: 1.05 (wygrana LZ)
X: 1.10 (remis)
2: 48.00 (wygrana FUA & MB).
Wygrana lidera z "drużyną broniącą się przed spadkiem" była niemal pewna. Statystyki mówiły same za siebie. Wystarczy wspomnieć, że wcześniej wygraliśmy tylko jeden mecz. Dlatego każdy kto postawiłby na Fundację cieszyłby się spora wygraną.

Jestem też pewny, że żadna z osób, która była obecna na tym spotkaniu nie dopuszczała innego scenariusza niż łatwe i miażdżące zwycięstwo Zeppelinów. Pisząc o osobach mam na myśli nie tylko widzów, ale również zawodników. I to obu drużyn. Przy czym nasi zawodnicy stawili się z założeniem, żeby jak najbardziej utrudnić przeciwnikowi zrobienie z siebie miazgi. Miała nam w tym pomóc taktyka, którą komentatorzy podczas meczy na pełnowymiarowym boisku nazywają parkowaniem autobusu przed polem karnym. W przypadku piłki halowej metafora autobusu oczywiście nie jest do końca na miejscu dlatego, że wszyscy zawodnicy naszej drużyny przebywający w jednym momencie na boisku, spokojnie zmieściliby się w Fiacie Punto. Piszę akurat o Fiacie, ponieważ pochodzi z tego samego kraju co catenaccio, czyli odmiana zastosowanej przez nas taktyki. Nie wdając się w terminologiczne zawiłości... Przyświecała nam idea - "stracić jak najmniej bramek".

Jak widać po wyniku taktyka przyniosła efekt. Straciliśmy tylko jednego gola. Pomógł nam w tym Bramkarz Do Wzięcia. Dziękujemy! Kilkukrotnie wyratował nas z opresji. Trzeba też pochwalić wszystkich obrońców - czyli de facto całą drużynę. Każdy z zawodników poświęcił swoje indywidualne zachcianki i dostosował się do reżimu taktycznego. Wszyscy dobrze ustawiali się na własnej połowie odpierając ataki Zeppelinów, a kiedy zdarzały się okazje groźnie kontratakowali. Trzeba też pochwalić system wsiadania i wysiadania z Punto, czyli sposób przeprowadzania zmian. Do każdego z miejsc było przypisanych dwóch zmieniających się wedle własnego uznania i zmęczenia zawodników. Całą podróż odbył tylko Bramkarz.

Na początku meczu - jeszcze nie wierząc w zwycięstwo - byliśmy zadowoleni, że nie przegrywamy. Na filmiku można usłyszeć: "Zrób zdjęcie tablicy. Minęło pięć minut, a my jeszcze nie straciliśmy gola".


Minutę potem prowadziliśmy 1:0. (Niestety nie pamiętam kto strzelił. Vlad?) Przed samy zakończeniem pierwszej połowy doszło do wyrównania. Myślałem, że dostaliśmy gola do szatni, ale okazało się, że zdążyliśmy przed przerwą podwyższyć wynik na 2:1. Krzysiek dostał długie, górne podanie w pole karne Zeppelinów i przy odrobinie szczęścia udało mu się przechytrzyć bramkarza. Okazało się więc, że to my strzeliliśmy gola do szatni. Morale wzrosło. Znacznie.

W drugiej połowie postanowiliśmy konsekwentnie realizować taktykę Punto-Catenaccio. Zadziałała. Chociaż ataki przeciwników były bardzo groźne, to nie oni tylko my strzeliliśmy bramki. Najpierw po kontrze zapunktował Adam. To rozjuszyło Zeppelinów. Starali się atakować naszą bramkę wszystkimi siłami. Ich bramkarz opuścił pole karne i starał się rozgrywać piłkę w środku boiska To pozwoliło Popkowi strzelić gola z naszej połowy. Bramkę, jak również część euforii jaka ogarnęła drużynę po meczu można zobaczyć na filmiku:


Pomimo wygranej mogliśmy spaść z przedostatniego na ostatnie miejsce w etnoligowej tabeli. Przed dziesiąta kolejką tak samo jak ostatni National Pride mieliśmy 8 punktów. My za swoje zwycięstwo otrzymaliśmy 3 punkty, ponieważ w tej kolejce nie grała z nami żadna z naszych pań. Gdyby National Pride zdobyli 4 punkty byliby nad nami. Jednak również grali bez dziewczyn i zdobyli 3 punkty. Nie jesteśmy ostatni.

Loaded Zeppelins po przegranym meczu stracili pozycję lidera na rzecz FC Taborowej. W kolejnej, jedenastej i ostatniej kolejce Etnoligi gramy właśnie z Taborową. A więc znów spotkamy się z liderem. Co wydarzy się tym razem? 
Tak było w poprzedniej edycji:
 http://www.youtube.com/watch?v=yf3u5oBumVo&feature=endscreen&NR=1



monsti


Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook




sobota, 31 marca 2012

Etnoliga 2012. Chrząszczyki Bródno 17:7 FUA & My Baobab

Chrząszczyki Bródno 17:7 FUA & My Baobab
Ratujta. Bijo bez litości.
Biorąc pod uwagę wyniki i miejsca w tabeli naszych trzech ostatnich przeciwników, po cichu liczyliśmy, że być może uda się wygrać z Chrząszczykami Bródno. Według wszelkich kalkulacji następni rywale są poza naszym zasięgiem. Ale takie jest piękno futbolu, że nie poddaje on się matematycznym regułom. A może właśnie jest odwrotnie. Bo nasze prawo czarnej serii, gdzie przegrywamy wszystko począwszy od drugiego meczu niestety trwa.
Ponieważ w ostatnich dwóch meczach nie mógł poprowadzić nas do walki grający trener Maciek, jego miejsce zajął człowiek legenda, ojciec założyciel drużyny FUA - Tomasz S., który niedawno wrócił do gry po kontuzji, która mogła zakończyć jego karierę. Warszawscy lekarze i znachorzy z zamojskich lasów cudem zwrócili go jednak polskiemu futbolowi. Wracając na stanowisko trenera próbował tchnąć nowego ducha w zespół. Zastosował psychotechnikę wstrząsu i zdjęcia presji. Już w mailu powołującym kadrowiczów (wystąpiliśmy w składzie Gosia, Tomasz S., Turu, Paweł, Tomasz D. i ja - Adam) na mecz z Chrząszczykami Bródno. sugerował nastawić się na kolejna porażkę. Ta rewolucyjna metoda odniosła fantastyczny rezultat. Spóźniłem się jakieś 3 min. z wejściem na boisko, ale jak się tam znalazłem prowadziliśmy już 1:0. Na fali euforii zaraz po dołączeniu do drużyny podwyższyłem wynik na 2:0. I tu bym mógł zakończyć moją relację, bo później wróciliśmy do naszego ulubionego stylu gry. Pogubiliśmy się kompletnie w obronie, maszyna w ataku też się zacięła. Niby nie było tak źle bo strzeliliśmy 7 goli, ale były to głównie bramki zdobyte bezpośrednio z podań bramkarza (na tej pozycji zmieniali się nasz trener Tomek i nasz golkiper najemnik, z którego pomocy niejednokrotnie korzystaliśmy). Na uwagę zasługuje pierwszy gol zdobyty w tym sezonie przez mojego brata Tomka, który zazwyczaj udziela się w obronie (tam zresztą też zdobył bramkę). Gra podaniami i skrzydłami nie była tym, co często stosowaliśmy. Rzucaliśmy się rozpaczliwie do przodu pchając się środkiem, a sił na defensywę nam nie starczało. Nierówna walkę w obronie próbowała podejmować Gosia. Niestety na nasze siedem bramek przeciwnik odpowiedział siedemnastoma i chyba przypieczętował nasze ostatnie miejsce w tabeli. 
Ale co se pograliśmy to nasze. A wyniki kiedyś muszą przyjść.

PS. Właśnie sprawdziłem i nie wiem jak to się stało, ale National Pride uratowało nasza dumę i zajęło ostatnie miejsce w tabeli Etnoligi. Ciekawe czy utrzymamy ten stan do końca.

Adam D.


PS2 Staramy się, żeby wpisy na naszym blogu były napisane z jajem. Jeśli czytacie to wiecie... 
Idą Święta Wielkanocne. Z tego powodu postanowiliśmy potraktować sprawę jaj bardziej dosłownie:
EtnoLigoPisanka
Z okazji Świąt życzymy wszystkim zawodnikom i organizatorom najwszystkniejszego dobrego. Zdajemy sobie sprawę, że nie każdy te Święta obchodzi. Ale nigdy nie zawadzi życzyć innym dobrych rzeczy.

monsti


Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook