sobota, 29 września 2012

Etnoliga. Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 4 - 9 The Tigers

Zabrakło sił i frytek

Do meczu z The Tigers przystępowaliśmy z przekonaniem, że jest to drużyna w naszym zasięgu. W zeszłej edycji to my by byliśmy górą. Z drugiej strony wystarczyło proste porównanie wyników obu drużyn w meczach z Pak Hazara, żeby stwierdzić, że to Tygrysy będą faworytem spotkania. (My zaliczyliśmy przegraną jedną bramką, The Tigers wygrali dziewięcioma).
Jak się okazało faworyt nie zawiódł... Trzeba stwierdzić, że trochę mu to ułatwiliśmy. Jeszcze przed meczem okazało się, że wielu naszych zawodników w sobotnie popołudnie będzie zajmować się czymś innym niż grą w piłkę i nie może stawić się na mecz. (Np. uczestniczeniem w Forum Współpracy Rozwojowej). Posypały się też kontuzje. Nie pomogły nam przedmeczowe zabiegi, żeby poszerzyć ławkę rezerwowych. Próba ściągnięcia na mecz zawodników, którzy grali z nami w poprzednich edycjach Etnoligi nie powiodła się. Nie udało się też ściągnąć nowych zawodników. Próba szybkiego dołączenia do zespołu koleżanek z pracy również nie wypaliła. Dlatego mecz rozgrywaliśmy w osłabieniu. Pozycja "dziewczyna" nie została obsadzona. Chłopaków też było nie za wielu, bo pięciu.  W końcu wystąpiliśmy w składzie: Bramkarz do Wzięcia (Damian), Turu, Paweł K., Maciek i Vald, który dołączył do zespołu po wakacyjnej przerwie. 
Staraliśmy się jak mogliśmy, ale wyszło z tego 4-9 dla przeciwnika. Próbowaliśmy nie tracić zbyt wielu bramek na początku meczu. Ten plan się nie powiódł. The Tigers zdobyli przewagę i kontrolowali ją przez cały mecz. My wiedząc, że nie mamy nic do stracenia szukaliśmy szans w ataku. Grać w trzech przeciwko czwórce jest ciężko, dlatego nasze akcje ofensywne często szły nam opornie. Próbowaliśmy strzałów z daleka, rozgrywania stałych fragmentów gry. Bramkarz Tygrysów miał dobry dzień i, gdy już udawało się nam zagrozić bramce przeciwników, spełniał swoje zadanie nie dopuszczając do utraty gola. Trzeba też wspomnieć, że bramkarz to "kawał chłopa" i strzelić mu bramkę jest naprawdę trudno. Udało się nam to 4 razy. (Strzelców jak zwykle nie potrafię wymienić).
Nasza bramkarz też czasami wyczyniał cuda. Ale często był bezradny - pozbawiony wsparcia obrony. Zwyczajnie nie mieliśmy siły wracać pod własną bramkę. Nie pomogły nawet belgijskie frytki, którymi Paweł był karmiony przez żonę, kiedy siadał na ławce rezerwowych. Po tych frytkach grał jakby lepiej, ale to nie wystarczyło na The Tigers.
Ciężko nawet powiedzieć, co moglibyśmy zrobić, żeby polepszyć wynik. Na boisku nie dało się zrobić wiele więcej. Staraliśmy się jak mogliśmy najlepiej i zostawiliśmy na hali przy ul. Polnej wiele zdrowia. (Nawet dosłownie. Wylądowałem w niedzielę rano w szpitalu na prześwietleniu obolałej nogi). Być może kluczem do sukcesu byłoby przekazanie części belgijskich frytek Vladowi? (Podobno był głodny). A co by się działo, gdyby każdy zjadł porcję w przerwie meczu?
Niezależenie od smażonych ziemniaków z Beneluksu trzeba stwierdzić, że naszym głównym problemem była gra w osłabieniu i brak zmian. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych meczach problemy kadrowe nie powtórzą się. 

A tak mecz skomentowali zawodnicy The Tigers:


montsi

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook

niedziela, 23 września 2012

Etnoliga. Funadacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 3 - 4 Pak Hazara FC

Bardzo subiektywnie spróbuję krótko skomentować ten mecz. Czuję się  po nim jak po partii warcabów, którą przegrywa się na własne życzenie. Wykonuje się głupi ruch, po którym przeciwnik nagle zbija trzy pionki. Potem można się starać i wysilać, ale na nic się to zdaje, bo przeciwnik kontroluje sytuację. A wymiana ciosów prowadzi do przegranej.

Przeciwnik zrobił z nami to co my powinniśmy zrobić z nimi. Zdobył przewagę bramkową w pierwszej połowie, a w drugiej konsekwentnie jej bronił. Chociaż to my pierwsi strzeliliśmy bramkę, to na przerwę schodziliśmy  z wynikiem 2-3.
Sądziliśmy, że jesteśmy w stanie wygrać mecz jeśli tylko w drugiej połowie będziemy konsekwentnie grać "swoją piłkę". Nic takiego się nie wydarzyło. Może i byliśmy konsekwentni, ale nie przyniosło nam to sukcesu. Hazarowie strzelili czwartą bramkę. Potem przetrzymywali piłkę w obronie chcąc wciągnąć nas na własną połowę. Mam wrażenie, że trochę przespaliśmy drugą część spotkania. Graliśmy tak jak chciał przeciwnik. W końcówce udało nam się rzucając się szaleńczo do przodu strzelić bramkę kontaktową. Na wyrównującą nie starczyło już czasu. 

Generalnie jest to mecz, o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Dlatego nie będę się rozpisywał na jego temat. Nie raz przychodziło mi opisywać nasze porażki. Ale ta wydaje mi się nadzwyczaj ciężkostrawna. Pewnie dlatego, że przeciwnik był w naszym zasięgu. W zeszłym tygodniu też przegraliśmy jedną bramką, ale po tamtym meczu czułem się lepiej. Bo lepsza też była nasza gra.

W zaaranżowanym przy witrynie piekarni studio sportowym mecz skomentowała nasza zawodniczka Gosia:



Po tym meczu pozostaje nam pójść za przykładem polskiej reprezentacji piłkarskiej i winę za brak dobrego wyniku zrzucić na... na... NA DACH! (Choć po meczu rozgrywanym na hali to może być marne wytłumaczenie).


montsi


Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook

środa, 19 września 2012

Etnoliga. Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 4 - 5 Etnoklapsy


Na drugi mecz obecnych rozgrywek Etnoligi przybyliśmy jeszcze bardziej zmotywowani niż na inaugurację. Po zwycięstwie nie chcieliśmy powtórzenia scenariusza z poprzednich rozgrywek, gdzie po dobrym występie zanotowaliśmy serię przegranych oraz spadek w tabeli. Bogatsi o te doświadczenia, mecz rozpoczęliśmy w pełnym skupieniu.

Etnoklapsy były znacznie trudniejszą drużyną niż przeciwnicy z Kaukazu, m. in. dlatego, że nie mieliśmy nad nimi tak zdecydowanej przewagi fizycznej oraz liczebnej. Byli także drużyną znacznie bardziej doświadczoną oraz zdyscyplinowaną. Warto wspomnieć, że ilość zawodników jaką mieli do dyspozycji spokojnie pozwoliła by startować w zwykłych rozrywkach ligowych i to z pełną ławką rezerwowych!

 
Nie mniej nie przestraszyliśmy się, starając się grać swoje. Znając swoje ograniczenia, jak zwykle nacisk położyliśmy na obronę, licząc na zabójcze kontrataki i błędy przeciwnika. Tak też wyglądała pierwsza połowa. To przeciwnik głównie był w posiadaniu piłki. Nie mam dostępu do oficjalnych statystyk ale sądzę, że ponad 80% czasu to oni kontrolowali akcję. Mimo to przez ponad 10 minut broniliśmy się mądrze, stwarzając z rzadka zagrożenia ich bramkarzowi. Etnoklapsy na szczęście nadziewały się na solidny mur zbudowany z obrony oraz bramkarza, którego długo nie mogli skruszyć.
Stara prawda mówi, że gdzie diabeł nie może tam babę pośle. W tym przypadku, gdy męska siła i determinacja nie zdawała egzaminu, postawiono na kobiecą finezję. Gola na 0:1 dla Etnoklapsów strzeliła Magda, jedyna kobieta w drużynie przeciwnika, potwierdzając jak bardzo jej nie doceniliśmy.

Jednobramkowa strata to na hali jeszcze nic strasznego. Niezrażeni, próbowaliśmy grać swoje, licząc że dotrwamy do przerwy. Niestety niedługo potem padł drugi gol i zaczynało się robić nieciekawie. Wtedy to, niczym w amerykańskim filmie, dostaliśmy dar otuchy, sygnał który rzucił nas do ataku. Po jednej z akcji, bramkarz złapał piłkę w ręce, a widząc wysuniętego golkeepera przeciwnika bez zawahania kopnął piłkę lobem do bramki. (Notabene jest to mój drugi gol w drugim meczu jako bramkarza. Sam jestem zaskoczony taka skutecznością). Potem poszła jeszcze jedna szybka kontra. Wyrzut bramkarza do zawodnika nr. 14 (Krzyśka) oraz gol niemalże do szatni. Na przerwę schodziliśmy z dobrym wynikiem 2:2, wiedząc jednak że przeciwnicy zostali podrażnieni.


W drugiej połowie football był już znacznie bardziej otwarty. Mnóstwo sytuacji pod oboma bramkami, wspaniałych interwencji bramkarzy i obrońców oraz ciekawych, koronkowych akcji. Ten mecz naprawdę mógł się podobać. Wyszliśmy na drugą połowę wyraźnie podbudowani, natomiast Etnoklapsy chyba zbytnio skupiły się na próbie strzelenia bramki, gubiąc się czasami w obronie. Akcje często szły cios za cios i podobnie było z bramkami. Najpierw uzyskaliśmy prowadzenia na 3:2, które to najdłużej utrzymaliśmy. Niestety znowu w końcówce zabrakło nam sił, chociaż z każdym meczem jest coraz lepiej. Dostaliśmy bramkę na remis. Później jeszcze jedną i znowu Etnoklapsy wyszły na prowadzenie. Wyrównaliśmy dzięki szybkiej kontrze oraz niezwykłej determinacji naszego kapitana, który w zderzając się z bramkarzem ostatkiem sił wepchnął piłkę do bramki.


Niestety na dwie minuty przed końcem meczu Etnoklapsy strzeliły jeszcze raz, a wynik meczu ostatecznie zatrzymał się na 4:5 dla przeciwnika. Tutaj uderzam się w pierś i krzyczę: „mea culpa!”, ponieważ przy ostatniej bramce mogłem zachować się zdecydowanie lepiej. Zaskoczony torem odbicia się piłki od podłoża, nie wybiłem jej odpowiednio i nie zdołałem zablokować dobicia przeciwniczki. Tak to ładną klamrą Magda z Etnoklapsów spięła ten mecz, strzelając bramkę na zamknięcie. Później mieliśmy jeszcze kilka szans, ale żadnej wystarczająco klarownej by mówić o zmarnowanej szansie.


Mimo gorszego wyniku, z mojej perspektywy zagraliśmy naprawdę dobrze. Pokazaliśmy determinację, goniąc wynik i naprawdę niewiele brakowało byśmy go utrzymali. Z każdym dniem wzrasta nasza kondycja, zgranie oraz pewność siebie. Nasze dziewczyny także grają pewniej i stanowią integralną część zespołu, wymieniając się w obowiązkach Matki/Opiekunki oraz Zawodniczki. Sam mecz był otwarty, ciekawy, z mnóstwem zwrotów akcji oraz agresywny choć bez zbędnej brutalności, w stylu angielskim. Prawdziwa promocja Etnoligi


Chwalić jednostkowo nie ma kogo, ponieważ każdy wniósł coś do drużyny, sprawiając że tworzyliśmy monolit. Wyróżnić chciałbym tylko zawodnika Bartka, który niestety w pierwszej połowie poczuł ból w nodze i nie chcąc ryzykować niestety nie dograł tych zawodów. Życzę zdrowia!


Przed meczem, w przerwie oraz po jego zakończeniu, nagrywane były wywiady z zawodnikami Etnoklapsów, o których prowadzić będziemy prezentację. Postaramy się zdobyć jeszcze więcej materiałów by móc zaskoczyć nie tylko gości ale samą drużynę
.


Damian

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook


smile

sobota, 8 września 2012

Etnoliga. Funadacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 9 - 6 Kaukaz

Zwycięstwo na inaugurację

W pierwszej kolejce jesiennej edycji Etnoligi 2012 rozegraliśmy mecz z drużyną Kaukaz. Wygraliśmy! A to - jak wiedzą czytelnicy tego bloga - nie zdarzało się nam w poprzednich występach zbyt często. Dlatego bardzo cieszymy się z pierwszych zdobytych punktów. 

Przed meczem nic nie zapowiadało dobrego występu. W czasie wakacji nie przeprowadziliśmy żadnego wspólnego treningu. Co prawda czas wolny każdy przeznaczył na przygotowania indywidualne. (Niektórzy grali w siatkówkę, inni chodzili po górach, jeszcze inni robili remont). Ale nie miało to zbyt wiele wspólnego z przygotowaniem piłkarskim. Obawialiśmy się, że zaprezentujemy się jak polskie drużyny w europejskich pucharach... Niepotrzebnie. Okazało się, że przeciwnicy mają jeszcze większe problemy... Niektórzy z nich potkali się przed meczem pierwszy raz w życiu.

Przebieg meczu był dramatyczny. Postanowiliśmy, że nie damy sobie strzelić zbyt wielu bramek. A reszta jakoś pójdzie. I poszła. (Poszła... to może w drugiej połowie, bo w pierwszej jeszcze biegała). W pierwszej połowie łatwo udawało się nam zdobywać gole i nie dopuszczać pod swoją bramkę zbyt wielu akcji. Na przerwę schodziliśmy z wynikiem 6-1. W drugiej połowie zapomnieliśmy o założeniach taktycznych i zamiast spokojnie pilnować wyniku zapuszczaliśmy się daleko do przodu. Nie mieliśmy sił, żeby wracać do defensywy. W nasze szeregi wdarło się więcej - że tak się wyrażę - spontaniczności. Zawodnicy Kaukazu gonili wynik. Ich golkiper stał się rozgrywającym. Damian na bramce chwilami wyczyniał cuda, a reszta próbowała coś ustrzelić i nie dać sobie wydrzeć zwycięstwa. Skończyło się 9-6. Kto strzelił bramki dokładnie nie pamiętam. Możecie to napisać w komentarzach poniżej.

Po meczu należy pochwalić:
- Matkę z Dzieckiem - która przez cały mecz, bez możliwości zmiany dzielnie walczyła ze zwinnymi napastnikami Kaukazu, 
- Gosię - która - chociaż nie mogła wystąpić na boisku - umożliwiła występ Matce z Dzieckiem, opiekując się Dzieckiem, 
- Dziecko - które chociaż nie potrafi jeszcze grać w piłkę wytrzymało bez Mamy na trybunach prawie cały mecz. 
Dzięki tej skomplikowanej akcji opiekuńczej graliśmy niemal przez cały mecz z przewagą jednego zawodnika, a właściwie zawodniczki... Matki... Matki z Dzieckiem. 

Pochwały należą się również butom Adama i piszczelom Piotra oraz ich właścicielom. Nowe buty Adama miały różne nieprzewidziane, czarodziejskie zagrania. Czasami pozwalały na efektowne strzały - takie jak zdobycie bramki z własnej połowy. Innym razem odmawiały współpracy. Jeden z butów w czasie gry spadł z nogi, a Adam musiał przez chwilę bronić dostępu do bramki w samej skarpecie. Co do piszczeli Piotra, to zostały one ostro potraktowane przez przeciwnika podczas jednego z kontrataków. Piotr zdołał w tej bolesnej dla niego akcji zaliczyć asystę, a ukarany żółtą kartką przeciwnik musiał na 2 minuty opuścić boisko. To się nazywa poświęcenie! Reszta zawodników (Tomek, Paweł K., Maciek L.) również była zaangażowana, ale w mniej efektowny sposób. 

Skoro już wszystkich chwalę, kilka słów chciałem poświęcić bramkarzowi Damianowi, który w poprzedniej edycji występował jak Bramkarz Do Wzięcia. W tym sezonie nie jest już "Do Wzięcia", bo występowanie w innych drużynach ogranicza regulamin. Cieszymy się więc, że dołączył do naszej drużyny - Fundacji Usłyszeć Afrykę & My Baobab - i już w pierwszym meczu pokazał swoją klasę. Bez takiego bramkarza trudno byłoby nam wygrać ten mecz. Nasz bramkarz nie tylko wykazał się w obronie, ale również wpisał się na listę strzelców, strzelając gola spod naszej bramki!

To już pewna tradycja, że wygrywamy w pierwszym meczu. Poprzednio na inaugurację pokonaliśmy The Tigers. Potem było gorzej... Ale wierzymy, że podobieństwa z wiosenną edycją Etnoligi skończyły się na zwycięstwie w pierwszym meczu.  Jesteśmy zadowoleni z pierwszego zwycięstwa. Czekamy na następne!

montsi

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook


sobota, 1 września 2012

Nowa halowa edycja Etnoligi

Minęły wakacje. Dzieci idą do szkoły. Dorośli wracają do pracy. A Etnoliga wraca do gry. 1 września odbyło się spotkanie kapitanów, a już za tydzień ruszają rozgrywki. Zapraszamy do kibicowania i śledzenia naszych futsalowych przygód.