sobota, 27 października 2012

Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 3 - 20 Aztekas. Etnoliga 27.10.2012

Zacznę od tego co najważniejsze. A najważniejsze jest to, żeby podziękować kibicom za doping:

 DZIĘKUJEMY!  DZIĘKUJEMY!  DZIĘKUJEMY!  DZIĘKUJEMY!  DZIĘKUJEMY!

Co działo na trybunach i na boisku próbuje oddać ten filmik:


Jak widać i słychać młodzi kibice bardzo dobrze się bawili. Zdaje się, że przypadły im do gustu nasze żółto-czarne stroje nawiązujące do barw pożytecznych owadów i dlatego to naszej drużynie oddali swoje gardła. 
Doping był fantastyczny. Podobnie fantastyczne (utrzymane w gatunku fantasy) były przedmeczowe zapewnienia kibiców, że z ich pomocą pokonamy lidera. Nie mogli oni pojąć,  że może być nam ciężko strzelić jakiegokolwiek gola.

Udało się strzelić nawet 3 bramki. Nad resztą najlepiej spuścić zasłonę milczenia. Przeciwnik był z innej półki. A my jak zwykle zagraliśmy słabo w tyłach.







Tak mecz skomentował jeden z zawodników Azteków:


montsi

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:

sobota, 20 października 2012

Etnoliga. Chrząszczyki 14 - 2 Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab

Nasz kolejny mecz rozgrywaliśmy z ekipą Chrząszczyki / FC Bródno. Niestety nie było mnie na tym meczu. W oczekiwaniu na relację uczestników mogę jedynie spróbować powtórzyć słowa Adama, który na gorąco zdał mi relację przez telefon. Podobno: "przeciwnik miał dobry dzień. Chrząszczykowa bramkarka miała najlepszy dzień".  Ponadto: "wszyscy biegali po boisku bez sensu, jak również bez ładu i składu". Jak już jesteśmy przy składzie to... to skład był. Nawet był jeden rezerwowy. Co do ładu to podobno zawodnicy zapomnieli podzielić się pozycjami na boisku. Co do sensu - może najlepiej zobrazuje to dowcip o Buldogu, który może być w pewnym stopniu metaforą naszej gry: http://www.porcys.com/Forum.aspx?id=2494

Jak powiedział Adam o tym meczu należy jak najszybciej zapomnieć. Za tydzień pod hasłem "Bij mistrza"! spotykamy się z Aztekas.

montsi

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:


sobota, 13 października 2012

Etnoliga. Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 9 - 8 Estiqlal

Nic nie zapowiadało tragedii? Estiqlal.

W sobotę od rana czułem się jak trener Fornalik. Bolała mnie głowa. Nasz skład dosłownie i w przenośni się rozleciał. Filar FUA&MB, nasz grający manager Maciej L. gościł z wizytą we Lwowie, sprawdzając czy miasto po Euro 2012 nadaje się do ponownego przyłączenia do macierzy. Brat mój Tomasz poleciał do Meksyku, odwiedzić kraj swoich byłych zwierzchników z czasów pracy na zmywaku w San Diego w programie Work & Travel. Tomasz S. zachorował, Hania nie zgodziła się na występ swojej mamy- Kasi, a Gosi nie gra była w głowie ;). Z bliżej nieznanych mi przyczyn miało też zabraknąć naszego bramkarza Damiana i Piotrka T. (Turu). Wszyscy oni uprzedzili o swojej absencji. Pozostali w ogóle nie raczyli dać znać, czy zaszczycą nas swoją obecnością (Panowie czas założyć skrzynkę mailową lub wygospodarować środki na SMSa).

Oprócz mnie, grę zadeklarowali Vlad, Paweł K. (Królu) i Maria. Mieliśmy więc skład na styk, ale bez bramkarza. Przed meczem próbowałem powołać między słupki Kodjo, ale jak na złość w tej kolejce nie mógł grać. Postawiłem więc na sponton. Po przyjeździe na Polną, zorientowałem się, że na 10 min. przed meczem jesteśmy tylko my z Marią. Szybko więc powołaliśmy na bramkę, grającego w poprzednim meczu reprezentanta Haiti - Richarda. Na pięć minut przed pierwszym gwizdkiem zjawił się Królu. 

Vlada nie było i nie pojawił się już do końca meczu (może pomylił miejsce zgrupowania i pojechał za Maćkiem do Lwowa). Nie było na co czekać. Wziąłem wolną koszulkę, wyszedłem na halę i spytałem się publiki, kto by chciał w niej wystąpić. Z entuzjazmem te propozycję przyjął młody przedstawiciel narodu afgańskiego (niestety imienia zapomniałem). Powiedział mi, że kocha piłkę. Rzeczywiście kochał. Przez całe spotkanie bez ustanku biegał za nią po całym boisku, a że miał śliskie buty do ich zbliżenia dochodziło rzadziej niż by sobie tego życzył. Ale zostawił dużo serca i płuc na parkiecie.

Pierwsza połowo rozpoczęła się zgodnie z przewidywaniami. Nie pamiętam dokładnie jej przebiegu, grunt że na przerwę, tak jak tydzień wcześniej, schodziliśmy przegrywając 3:5. Niestety nie wiem, kto zdobył dla nas bramki.
Jakoś tak naturalnie wyszło, że z Richarda będziemy mieli więcej pożytku w polu niż w bramce. Zmienił go tam Królu. Nasz haitański nabytek przechodził bez problemu całe boisko i siał popłoch pod bramką przeciwników. Dzielnie wspierała go Maria, która moim zdaniem jest najlepszą zawodniczką tego turnieju. Okazała się jednym z najmocniejszych punktów naszego zespołu.

Na początku drugiej połowy przeciwnik wściekle atakował, ale na drodze stanął mu Maciek, który pojawił się w naszej bramce i był jak Tomaszewski na Wembley. Na swój urok osobisty zwabiła go (Maćka nie pana Janka) na Polną Gosia, która choć nie występowała, wspierała nas wytrwale dopingując z ławki. Niestety Maćka dopadła kontuzja i musiał dołączyć do Gosi. W międzyczasie stopniowo odrabialiśmy straty. Wspaniale rozgrywali Maria i Richard. Nie pamiętam, ile każde z nich strzeliło bramek. Ja,
dzięki ich świetnym asystom wrzuciłem dwie. Z dalekiej podróży wrócił stary dobry Królu, nomen omen królujący w polu karnym. Niczym nie przypominał tego bezradnego zawodnika z poprzedniego meczu, który każdą akcję kończył w stylu ?Lesniak? o Jezus Maria?. Tym razem zapakował przynajmniej 3 bramki i to od czasu do czasu broniąc naszej bramki.
Na dwie minuty przed końcem doprowadziliśmy do remisu. Ja stojąc na bramce w końcówce meczu, pomny rad znawcy futbolu Bartosza ?Smutka?, chciałem grać na czas, ale Richard z Marią ponaglali. I mieli rację. Na pół minuty przed ostatnim gwizdkiem chciałem przytrzymać piłkę po aucie pod naszą bramką, ale Maria dalekim wybiciem podała na pole karne przeciwnika i po szybkiej akcji albo ona, albo Król zadali śmiertelny cios przeciwnikowi.
Informacje o śmierci FUA&MB, były więc mocno przesadzone. Nie składamy broni. Oby tak dalej.
ADAM 


Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook
 
 

sobota, 6 października 2012

Etnoliga. Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 6 - 12 Lions

Mecz w tę sobotę zapowiadał się na prawdziwą katastrofę...
Kłopoty zaczęły się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, gdzie skład został zdziesiątkowany przez kontuzje, choroby oraz obowiązki. Zapowiadało się nawet, że może być nas za mało by wystawić realny skład. Dlatego zaczęto szukać środków zastępczych. Udało się znaleźć dwie dziewczyny gotowe zagrać razem z nami. Były to Aneta, fanka Etnoligi, która by nas wesprzeć przybyła aż z Augustowa oraz Maria, zawodniczka „bez przydziału” ale z wielkimi chęciami. Obie okazały się niezwykle udanymi transferami. Dodatkowo dzięki zaangażowaniu kapitana udało się także przywieźć kilku podstawowych zawodników tak więc po raz pierwszy od dawna mieliśmy „bogactwo” wyboru składu.

Taktyka przed meczem nie zmieniła się znacznie. Granie przeciw wielokrotnym mistrzom Etnoligi, nawet bez wszystkich zwycięzców zmusza do bardzo roztropnej gry. Jednak jak mówi klasyk: „ Do wielkich należy podchodzić z szacunkiem, nie strachem”. Uznaliśmy to za naszą maksymę meczu i przystąpiliśmy do gry.
Niestety szybko okazało się, że przeciwnicy przewyższają nas niemalże we wszystkich aspektach footballu czyli technice, szybkości, zgraniu oraz skuteczności. Jednak braki czysto piłkarskie nadrabialiśmy zaangażowaniem i sercem. Mimo dwóch szybko straconych bramek wzięliśmy się w garść. Na przerwę schodziliśmy z wynikiem 3:4, po hattricku Vlada, naszego ofensywnego działa. Szczególne brawa należą się naszemu kapitanowi, który mimo bolesnej kontuzji pięty grał na „blokach” i popisał się nawet pięknym strzałem w okienko z połowy boiska ( ponoć zdrową nogą) ale niestety bramkarz przeciwnika również stanął na wysokości zadania.
 
W drugiej połowie zaaplikowano nam już sporą dawkę respektu wobec mistrzów, ale mimo to uważam ten mecz za niezwykle udany z naszej strony. Po raz kolejny udowodniliśmy że potrafimy grać z lepszymi od nas i sprawić im pewne kłopoty. Po meczu udało się zorganizować transfer definitywny zawodniczki Marii, która zaliczyła niezwykle udany debiut. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że w tym sezonie mamy naprawdę uzdolnione zawodniczki. Aż strach pomyśleć co będzie w następnym jak będą się tak rozwijać 
Bramkarz Do Wzięcia

Tak mecz skomentował Kojo - bramkarz i kapitan Lions w jednej osobie: 

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook