niedziela, 27 listopada 2011

Etnoliga. FC Taborowa 11 - 0 Fundacja "Usłyszeć Afrykę'

7 minut chwały
Punktualnie o 19:00 pan sędzia w czapce przypominającej pasiastą skarpetę zagwizdał dając sygnał rozpoczęcia meczu. Ostatnie spotkanie w tegorocznej rozgrywce, mecz z silnym przeciwnikiem FC Taborowa! Lecz niestraszny nam taki przeciwnik, kiedy to w składzie naszej drużyny same orły! Przez pierwszych 5 min królowaliśmy na boisku, zawodnicy grali sprawnie, z gracja podawali piłkę, to była naprawdę wzorowa zespołowa gra! Potem było trochę gorzej i nasz zespół zmienił się w grono solistów indywidualistów (hm... z drugiej strony nikogo winić nie można, że pragnie zostać gwiazdą spotkania, a nóż na widowni zaszył się jakiś łowca piłkarskich talentów?!)
Ale najpierw skupmy się na naszych chwilach chwały. Panowie atakowali bramkę przeciwnika nieustannie, przejmowali piłkę, bronili z pełnym poświęceniem! Pierwszą bramkę straciliśmy po ok. 7 min gry, potem pojawiły się kolejne, ale podkreślić trzeba, że przeciwnik był szybki jak błyskawica, a my... cóż ledwie małe piorunki nie zawsze mogliśmy nadążyć.
Oddaliśmy kilka(naście) strzałów wymierzonych w okolice bramki FC taborowa, raz nawet Adam D. musną poprzeczkę od wewnętrznej strony, niestety jednak piłka wpaść do siatki nie chciała. Z pokora przyznać trzeba, że kilka(naście)okazji zostało koncertowo schrzanionych... i niech będzie to dla nas bolesną nauczką na przyszłość.
Podkreślić natomiast należy wielkie oddanie całej drużyny, której członkowie odnieśli rany w boju. Piotrek został dwukrotnie raniony w prawą kończynę dolną, ale za każdym razem dzielnie wstawał o własnych siłach i wracał do gry! – Cóż za hart ducha! Paweł doznał niegroźnej aczkolwiek bolesnej kontuzji prawego barku w starciu z przeciwnikiem. I wiele jeszcze było poświęceń z naszej strony, nie wspominając już o strażniku bramki, który przechwycił wiele trudnych piłek i nieustannie odpierał zmasowane ataki wroga! Była krew, był pot, łez nie odnotowano.
Mecz zakończył się wynikiem 11:0, ponieśliśmy sromotną klęskę.
I tak oto szanowni czytelnicy zakończyliśmy tegoroczne rozgrywki Etnoligi na zaszczytnym 7 miejscu w tabeli (z 12 dostępnych do obsadzenia :D). I choć nasz kontuzjowany kapitan miał nieco wyższe aspiracje, nie pozostaje mi nic jak tylko pogratulować wszystkim oddanym graczom i kibicom naszej fantastycznej drużyny!
Do usłyszenia w styczniu!

Do stycznia zamiast relacji z meczów można śledzić co się dzieje na naszej stronie www.uslyszecafryke.org 


tekst: Magda
zdjęcia: Magda
montaż filmu: Maciek


środa, 23 listopada 2011

Etnoliga. Fundacja "Usłyszeć Afrykę" 7 - 3 Beer Monsters

Wróciliśmy z dalekiej podróży.
Tytuł mojego sprawozdania z meczu ma wymiar osobisty i ogólno-drużynowy. Dla mnie był to powrót z ziemi Pablo Escobara, Andrésa Escobara, Rene Higuity i Carlosa Valderramy, którzy w różny sposób przyczynili się do rozwoju kolumbijskiej piłki. Pierwszy, król kokainy, łożył niemałe sumy na stadiony i kluby. Drugi, będąc obrońcą Kolumbii, strzelił samobójczą bramkę w przegranym z Anglią 1:2 meczu, w efekcie czego drużyna z Ameryki Płd. odpadła z turnieju, a nasz nieszczęsny bohater po powrocie do kraju został zastrzelony przez fanatycznego kibica. Trzeci był charyzmatycznym bramkarzem reprezentacji Kolumbii, którego scorpion save z meczu przeciwko Anglii na Wembley w 1995 bije rekordy popularności na youtubie (http://www.youtube.com/watch?v=wkYmmV7Oa-U&feature=related). No i ostatni w zestawieniu, ale pierwszy w zasługach Valderrama, z lwią grzywą. Być może wszyscy oni byli moim natchnieniem, gdyż po powrocie z dwutygodniowego urlopu, który wykluczył mnie z trzech ostatnich meczów, zdobyłem pierwszego w tym turnieju hat tricka. Między innymi dzięki temu nasza drużyna, po dwóch ostatnich porażkach wróciła na tory zwycięstwa, które mam nadzieje, dowiozą nas do końca turnieju.
Po powrocie zastałem inna drużynę Usłyszeć Afrykę. Jej siła rażenia znacząco wzrosła w każdej formacji. Temu zatem, a nie swojej dyspozycji przypisywałbym końcowy sukces w meczu przeciwko „piwnym potworom”. Choć my mieliśmy tylko jednego monstera w naszym składzie, nie przelękliśmy się. W sumie od początku wiedzieliśmy, że przeciwnik jest w naszym zasięgu. Pierwsze minuty jednak nie były łatwe. Jak to powiedziała obecna na stadionie Paulina S., kobieta małej wiary, acz wielkiego ducha: „Oj coś czarno to widzę…” Straciliśmy łatwo pierwszą bramkę, gdy wszyscy rzucili się do przodu bić miłośników browara. Osamotniony w obronie Michał nie zdołał powstrzymać zabójczej kontry. Mieliśmy kilka niebezpiecznych sytuacji, ale nic nie wchodziło. Ja zaraz po wejściu na boisko, też byłem bliski strzelenia gola, co zresztą zostało zarejestrowane przez byłego zawodnika i trenera, teraz w funkcji kamerzysty, Tomasza Skiby. Ale co się odwlecze to nie uciecze. Kilka świetnych, zmarnowanych przeze mnie podań od kolegów z pola i w końcu się udało. Zaparkowałem piłkę nad wychodzącym z bramki bramkarzem Monsterów. Niestety po chwili rozluźnienia padło wyrównanie więc na przerwę schodziliśmy przegrywając 2:1.
W drugiej połowie uporządkowaliśmy grę i po jednej z ładniejszych akcji meczu Krzysiek, jak mawiał klasyk w „indywidualnym pojedynku” zwiódł obrońcę i pięknym strzałem wyrównał. Mi pozwolono grać na szpicy. Nie zawalczyłem się więc za dużo, dzięki czemu miałem szansę na mocniejsze szarpnięcie do przodu. Dwie takie akcje pod rząd zamieniłem na bramkę i odskoczyliśmy na 4:2. Monsterzy rzucili się odrabiać straty, ale chłopaki w obronie i fenomenalnie broniący Gabriel nie pozwolili im na wiele. Dało się słyszeć pokrzykiwania „Spokój, spokój…” brata mojego Tomasza, którego występ całkiem spokojnie mogę jak najbardziej pozytywnie ocenić. Z naszej strony dwie kolejne bramki dorzucił Piotrek Turek grający w koszulce Zanzibaru - nasz drużynowy internacjonał z polskim paszportem. Wydaje mi się, że Potwory odpowiedziały dwoma bramkami, choć w filmowej relacji zapisany jest końcowy wynik 7:3. Pewny jestem, że były dwa mocno dyskusyjne rzuty karne, z których pierwszy nasi Piwosze zamienili na bramkę, a przy drugim dał o sobie znać zaburzony przez wpływ alkoholu błędnik. Egzekutor posłał piłkę, diagonalnie (jak mawiał Andrzej Strejlau), tak pomiędzy naszą bramka, a drzemiącym za płotem obserwatorem z ramienia FIFA panem „K…a jak wy gracie?”. Pamiętam też, że po moich słowach do operatora kamery, że chyba jeszcze nigdy nie udało nam się strzelić gola po rzucie rożnym, Michał S. zdobył ostatniego gola meczu, przypieczętowując tym samym wynik spotkania i swoją grę w tej edycji Etnoligi. Z tego co zapowiadał za tydzień go nie będzie.
Cóż świetna gra całego zespołu przyniosła końcowy sukces. Podobno, jakiś odurzony liśćmi koki szaleniec, na fali euforii krzyczał po meczu: „Dajcie nam Taborową”. Czy jego słowa odbija się czkawką, czy nokautującym tryumfem UA, okaże się za tydzień. Oddaję głos do studia…
Adam Dziadak          

Jeśli chcesz zobaczyć co się dzieje w studio zajrzyj na stronę www.uslyszecafryke.org




środa, 16 listopada 2011

Etnoliga. Fundacja 'Usłyszeć Afrykę' 3 - 10 Chrząszczyki/ POL Afrikans

Oczywiście, że mogliśmy oddać ten mecz walkowerem. Mogliśmy też udać, że jest zbyt zimno na grę na ursynowskim orliku, albo, że nasi zawodnicy cierpią na kurzą ślepotę, co w warunkach ograniczonej widoczności skutecznie uniemożliwiłoby im efektywną grę. Ale, ale… to już nie byłoby to samo, co zmierzyć się na boisku z samym liderem etnoligowych rozgrywek. To miał być przecież historyczny mecz.
A więc zagraliśmy, a raczej rozpaczliwie zawalczyliśmy o utratę jak najmniejszej liczby bramek i wyjście z twarzą ze spotkania z drużyną o niewinnie brzmiącej nazwie- Chrząszczyki/Pol-Afrikans.
Zerkam do wikipedii szukając odpowiedzi na pytanie dlaczego ekipa, która śmiało mogłaby nazwać się: diabły tasmańskie, albo apocalypto wybrała określenie tak mylne dla swojej siły i sprawności. Być może z powodu grubego chitynowego pancerza, który miałby chronić ich przed kopniakami i faulami drużyny przeciwnej? Albo z racji ich łatwej adaptacji do środowiska w którym żyją, mięsożerności, przeobrażeń z larwy w poczwarkę, gryzącego aparatu gębowego?
Dokładnie o godzinie 15.00 Chrząszczyki/Pol Afrikans wkroczyli na zieloną orlikową murawę w składzie czterech rosłych Afrykańczyków, bramkarz i jedna kobieta. Nie mogliśmy być gorsi, więc na pierwszy ogień wystawiliśmy naszych najlepszych (czyli wszystkich) zawodników i dwie urocze niewiasty- żonę i siostrę obecnego kapitana FUA- Maćka L. Zaczęło się całkiem nieźle, czyli przez pierwsze kilka minut nie straciliśmy żadnej bramki, co przy takim rywalu dawało nadzieję, że nie skończymy z wynikiem 24:1. Mieliśmy wszak w swoich szeregach doświadczonego gracza ligi okręgowej z dalekiej nadmorskiej miejscowości o dźwięcznie brzmiącej nazwie Rumia. Marysia (siostra kapitana) zręcznie lawirowała pomiędzy chrząszczykowymi zawodnikami, zamiatając co raz swoim długim złotym warkoczem, co śmiem twierdzić skutecznie rozpraszało naszych rywali pozwalając naszym graczom na odebranie turlającej się pod nogami piłki.
Niemałym sprytem i poświęceniem wykazał się nasz bramkarz Maciek B., któremu udało się skutecznie obronić setki celnych strzałów na naszą bramkę. Za wyjątkiem oczywiście tych kilku, które przesądziły o wyniku meczu. Ale, żeby nie było. I my podczas tych 60 minut mieliśmy okazję do wybuchów dzikiej radości. Zupełnie samodzielnie i dzięki własnemu piłkarskiemu talentowi kapitan Maciek L. strzelił dwie piękne bramki. Radości nie było końca. Pierwszą bramkę udało się zdobyć Robertowi (gościowi z zimnej północy).
Mecz zakończyliśmy z wynikiem 3:10, co przy grze z tak mocną drużyną okazało się wynikiem naprawdę przyzwoitym.

Tekst: Paula
Zdjęcia: Przypadkowy przechodzień, Kasia i Marysia
Montaż filmu: Maćko z Bogdańca



poniedziałek, 7 listopada 2011

Etnoliga. Kancelaria i Przyjaciele 9 - 2 FC "Usłyszeć Afrykę"

Stało się tradycją, że relacje z kolejnych meczów rozpoczynają się od opisu piłki. Tym razem piłka była mokra. Można więc zacząć tak: Mokra piłka, czyli mecz Kancelaria – Fundacja. 6 listopada 2011.

Piszę o nawilgotnieniu piłki, bo był to istotny czynnik wpływający destruktywnie na grę naszej drużyny, o którym należy pamiętać interpretując wynik meczu. (9-2 dla Kancelarii). Czytelnik może sobie pomyśleć, że piłka była tak samo mokra dla obu drużyn więc nie ma nad czym biadolić. Niby tak, ale dla nas - mających afrykańskie korzenie - było to bardziej niedogodne. W rejonach, w których działa Fundacja „Usłyszeć Afrykę” jest sucho. (Naszym ideałem jest wysuszona słońcem Jabulani).

Jeśli chcecie wiedzieć w jakich rejonach Afryki działa Fundacja zajrzyjcie na stronę: www.uslyszecafryke.org

W zeszłym tygodniu wygraliśmy mecz z ZionC. A jak mawia trener Gmoch zwycięskiego składu się nie zmienia. Musieliśmy załamać tę regułę, bo część zeszłotygodniowych tryumfatorów była na uczelni, część zachorowała, a inni dochodzili do siebie po wieczorze kawalerskim. (Czyli też chorowali. Najlepszego Michał)! Los pozostałych zawodników z drużyny nie jest mi znany. Z tego powodu w czasie kompletowania składu było trochę nerwowości. Ale dzięki uprzejmości kolegów przyjaciół i ich znajomych udało się zebrać dziarską siódemkę. Jak widać po nazwie drużyny przeciwnej nie tylko my mamy taką metodę na znajdywanie graczy do składu. (Może trzeba zmienić nazwę na Znajomi i Fundacja)?

Zanim doszło do rozpoczęcia meczu na wilgotnej murawie i pierwszego kopnięcia mokrej piłki zauważyłem zawodników z drużyny przeciwnej, którzy skupili się wokół jednej z ławeczek przy boisku do koszykówki. Zupełnie nie wyglądali mi na pracowników kancelarii. Niektórzy z nich byli przyodziani w dresy z napisami: Legia, Gwardia i sam nie wiem jeszcze co. Znalazł się też taki zawodnik, który miał na nogach ochraniacze. A to już z pewnością oznacza wyższy stopień wtajemniczenia futbolowego. Po samym ubiorze przeciwników można się było spodziewać ciężkiego meczu. Wszystko to można zobaczyć na zdjęciu, zrobionym Kancelarii i Fundacji przed rozpoczęciem meczu. Nasi zawodnicy z gołymi piszczelami faktycznie prezentują się jak przedstawiciele NGOsów. ;)

No i rzeczywiście mecz był ciężki. Tak jak poprzednio, część meczu przeznaczyliśmy na zgranie się z nowymi zawodnikami. Tym razem zgrywanie zajęło większość meczu. Właściwie to cały. Mimo to udawało nam się stwarzać sytuacje pod bramką Kancelarii. Niestety, często brakowało wykończenia akcji, zdecydowania, dobrego przyjęcia pod bramką i przede wszystkim celnych strzałów. Przeszkadzała nam - wspominana już - mokra piłka.
Przeciwnik często grał długą piłkę za plecy obrońców, wykorzystywał nasze błędy, łatwo strzelał gola za golem. Mając przewagę bramkową kontrolował mecz. Do przerwy przegrywaliśmy 6-1. W drugiej połowie mieliśmy „rzucić się na przeciwników” i jeszcze trochę powalczyć. Wyszło z tego tyle, że angażując się w przodzie zapomnieliśmy o tyle. Wynik drugiej połowy to 3-1 dla Kancelarii.
Mimo przegranej jesteśmy nawet zadowoleni ze swojej gry. Zdarzały nam się już gorzej zagrane mecze ze słabszymi przeciwnikami. Nasze poczynania można zobaczyć na filmie przygotowanym przez reportera Maćka B.

Mecz z Kancelarią i jej przyjaciółmi przyniósł kilka nowości:
  • Mieliśmy nowych zawodników. Tym razem dwóch.
  • Po raz pierwszy odwiedził nas prawie cały zarząd Fundacji „Usłyszeć Afrykę”. Szkoda, że trafili na mecz zakończony porażką. Mam nadzieję, że jeszcze nas odwiedzą i obejrzą lepszy występ.
  • Grupa reporterska gotowa do zbierania materiału fotograficznego i filmowego z meczu była nadzwyczaj liczna. Ilość aparatów fotograficznych, którymi dysponowali reporterzy przewyższyła liczbę bramek strzelonych przez naszych zawodników... Zebrany materiał jest niezwykle bogaty. Część tego materiału można zobaczyć wokoło tego tekstu.
  • Po raz pierwszy relacja z meczu powstała w wersji video. Powtórki! Tego nam brakowało! Film wygląda tak jakbyśmy to my wygrali 2 -1. Ale reporter Maciek stał pod bramką przeciwników oczekując na nasze akcje zakończone bramką. Materiał z przyczyn technicznych przedstawia nasze akcje.

monsti

PS Dla zainteresowanych losem matki karmiącej wspomnę, że był on bardzo podobny do tego z zeszłego tygodnia.
PS2 Zawsze fajnie wymienić imiona strzelców bramek. W tym tygodniu są to Paweł i Maciek.