poniedziałek, 3 października 2011

Etnoliga po raz trzeci. Mecz z "Wszystko jedno".

Adam Dziadak i jego mocno subiektywna relacja.
Podjąłem się streszczenia naszego 3 spotkania w Etnolidze, gdyż nikt jakoś się nie garnął, by w kilku słowach opisać naszą kolejną klęskę. A miał być to dzień naszego pierwszego tryumfu w turnieju. Słoneczna pogoda, przeciwnik, któremu nomen omen miało być „Wszystko jedno”. Nic nie zapowiadało tragedii. A jednak. Dziś w futbolu światowym nie ma już słabeuszy. Ale po kolei.
Dla mnie mecz zaczął się od straceńczej jazdy rowerem. Jako Polak, kibic, patriota, nie mogło mnie zabraknąć na Stadionie Narodowym, na prezentacji zamykania dachu. Trochę to trwało, a i tak pewnie można obejrzeć wszystko na youtubie. Przeliczyłem się trochę z czasem i pędziłem jak wariat, gdyż przypomniałem sobie, ze w plecaku mam świeżo uprane koszulki naszego zespołu. Zdążyłem tuż przed meczem. Na murawie nowe twarze. Dyrektor MEN powołany przez Tomasza Skibę, jego podwładny wspomniany już przeze mnie Tomek S., Piotrek - mój kolega po fachu i brat mój Tomasz. Niestety Piotr wrócił ze zgrupowania w Turcji, które nie do końca przepracował, a Tomasz szukał świeżości na Bali, gdzie najwyraźniej jej nie odnalazł. Dzielnie jednak walczyli i jak na pierwszy mecz w tym ustawieniu zostawili sporo zdrowia na boisku. Skład uzupełniała niezastąpiona w obronie Ula.
Był też on. Człowiek legenda, bohater meczu, po raz pierwszy w drużynie „Usłyszeć Afrykę” - Safadi. Ja byłem zbyt zmęczony, żeby od razu wejść na boisko, rozmawiałem więc ze stojącym na „poboczu” boiska Mehdim. Wtajemniczył mnie, że nasz nowy kolega nie jest Pakistańczykiem, tak jak on, lecz Palestyńczykiem. Wiadomo, jak to jest Poland, Holland. Nasz selekcjoner Tomek S. lekko się pomylił.
Pierwsza połowa, jakoś umknęła mojej uwadze. Pamiętam tylko, że Safadi początkowo stał na bramce i wybronił kilka 100% sytuacji. Potem ktoś go zmienił i już było gorzej. Pamiętam też, że po moim wejściu na boisko miałem świetną sytuację. Kropnąłem, piłka trafiła w poprzeczkę i spadła. Przed czy za linią bramkową, to już zostanie tajemnicą. Tak czy inaczej sędzia nie uznała bramki. O ile się nie mylę jedynego dla nas gola w tej połowie zdobył Safadi, tak więc na przerwę schodziliśmy z wynikiem 3:1.
W drugiej połowie już było lepiej. Pamiętam tylko jak Safadi szalał po całym boisku i zdobywał dla nas bramki. Chyba był autorem wszystkich. Wszędzie go było pełno, ku przerażeniu kobiet z „Wszystko jedno”. Miały mu za złe, że po crashtestowych zderzeniach z mężczyznami z ich obozu, żądał satysfakcji ze strony sędziego. Musiałem go uspokajać, bo sytuacja stawała się napięta, jak atmosfera na bliskim wschodzie. Naszą drużynę wzmocnił nielicho Maciej Lichota. Mieliśmy kilka fajnych rajdów na ich bramkę, kilka rzutów rożnych. Było sporo zmian. Safadi bodajże trafił w słupek, ich obrońca poprawiając kropnął w poprzeczkę i tyle. Z drugiej strony Ula wybiła piłkę z linii bramkowej, ratując nas przed stratą bramki. Eufemistycznie mówiąc - nie ustrzegliśmy się błędów. Brak powrotów zmęczonych napastników, proste straty i wszechobecny chaos spowodował, że mecz przegraliśmy 5:6 i praktycznie straciliśmy szanse na tytuł - jeśli takowy w ogóle jest.
Wzorem Dariusza Szpakowskiego pozwolę sobie na podsumowanie. Naszą bolączką jest zbyt mało dokładnych podań. Bez tego nalatamy się w ataku, a i tak nam piłkę w środku odbiorą. Kontra to musi być kontra i na początku drugiej połowy to funkcjonowało. I choć zepsułem świetne podanie Tomka S., tak należy próbować. Należy też próbować strzałów z dystansu, choć nad celownikiem trzeba popracować. Co do obrony się nie wypowiadam, bo i tak cokolwiek zrobimy jest źle. Mogę mówić, za siebie. Zwrotność mam żadną i jak mnie ktoś minie, to już umarł w butach, ja go nie dogonię. Nie ma więc chyba co ganiać za piłką, tylko poczekać na gościa, skoncentrować się na wykopaniu mu piłki i liczyć na to, że się nie chybi.
Zakończę słowami poety: „niech żywi nie trącą nadziei”. Może w końcu da się usłyszeć Afrykę.

Jeśli myślicie, że Fundacja Usłyszeć Afrykę tylko gra w piłkę to się mylicie. Można to łatwo sprawdzić na stronie www.uslyszecafryke.org.

2 komentarze:

  1. Najmocniej przepraszam za ostatnią bramkę, którą straciliśmy. To była moja wina. Przegrywaliśmy jedną bramką. A po tej zawalonej przeze mnie akcji nasza strata zwiększyła się do dwóch bramek... Potem strzeliliśmy tylko jedną. Wychodzi więc na to, że gdyby nie ta zawalona bramka byłby remis...
    Wiadomo, że nie ma co gdybać ale niedosyt pozostaje.
    Mam tylko nadzieję, że w następnym meczu Safadi strzeli więcej bramek niż reszta drużyny wpuści. ;)

    OdpowiedzUsuń