sobota, 10 maja 2014

Etnoliga 7. Wygrana i przegrana na początek.

10 maja ruszyły rozgrywki siódmej edycji Etnoligi. Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab rozegrała pierwsze mecze. Ze zmiennym szczęściem. Spotkanie z Estiqlal/Warsaw United przegraliśmy 4-5. Z pojedynku z The Tigers wyszliśmy zwycięsko. 

Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 4 - 5 Estiqlal/Warsaw United
Po spotkaniach z Warsaw United z wcześniejszych rozgrywek - niezależnie od końcowego wyniku - zawsze miałem wrażenie, że "niewiele brakowało do uzyskania korzystnego wyniku". Uwzględniając fakt, że nigdy z nimi nie wygraliśmy to wrażenie jest chyba dość złudne. Tym razem dość dobrze uzasadnia je wynik - różnica jednej bramki. Naprawdę niewiele brakowało. Gdybyśmy bardziej pilnowali się w obronie po dokonywanych przez przeciwników zmianach... Gdybyśmy bardziej skupili się w końcówce i nie stracili bramki. Gdyby Gosia bardziej zagadywała przeciwników? Gdyby strzelcy bramek - Vlad (2), Stefano (1) i Monsti (1) - wykorzystali jeszcze, którąś z okazji. Gdyby Maciek Gosi wybronił jeszcze jeden strzał, gdyby Marcin zrobił jeszcze jeden przechwyt....
Być może o wyniku zdecydowało połączenie zespołów Estiqlal z Warsaw United? Przysłowie mówi przecież: "co dwie drużyny to nie jedna" - czy jakoś tak podobnie. W każdym razie nasi rywale mieli chytry plan, który ujawnił po meczu ich kapitan:


Fundacja Usłyszeć Afrykę & My Baobab 2 -1 The Tigers
Po pierwszym meczu cieszyła postawa naszych zawodników. Nie cieszył wynik. Przystępując do meczu z Tygrysami wiedzieliśmy, że o poprawę nastroju przez odniesienie zwycięstwa nie będzie łatwo. Już sam fakt posiadania w składzie Najlepszego Bramkarza Etnoligi (przed zmianami regulaminowymi Etnoligi zwanego na tym blogu Bramkarzem Do Wzięcia), dawał im duże szanse na dobrą grę w defensywie. Mogli wszystkich wypuścić na atak, a bramkarza zostawić samego na obronie. My musielibyśmy się cofnąć, żeby powstrzymać ataki... Nie wiem czy taki był plan taktyczny przeciwników. W każdym razie gra wyglądała trochę inaczej. Było sporo walki w środku boiska i twardego krycia. Nie dopuszczaliśmy zbyt łatwo do sytuacji strzeleckich, sami wyprowadzając groźne akcje. Mogliśmy strzelić kilka goli, ale przy groźnych sytuacjach na drodze stawał nam bramkarz Tigersów. Na szczęście dwa strzały - Vlada i Maćka - znalazły drogę do bramki. Myślę, że zapracowaliśmy na to zwycięstwo. Oby tak dalej!

Niestety nie mamy ani zdjęć, ani wywiadu z tego meczu. Siadła bateria. Chyba, że ktoś pstryknął i udostępni?

Nasze pierwsze występy zakończyliśmy z bananami na twarzach. I nie tylko...


Wniosek po dwóch pierwszych spotkaniach w nowej lokalizacji jest taki: Dobrze nam idzie gra "w wersji outdoor" na mały boisku. Właśnie w takim miejscu do tej pory szło nam najlepiej (OSiR Włochy). Piłka jest o wiele wolniejsza niż ta na hali. Długo się odbija, ciężej nad nią zapanować. To wydziera atuty piłkarzom technicznym. Możemy z nimi toczyć równorzędne boje. Boisko jest mniejsze - łatwiej się ustawić i nie trzeba tyle biegać. Nawet ja daję targać ze sobą swój bęben i kilka kilo z innych części ciała...


monsti

Kiedy nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage na facebooku:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz