Nic nie zapowiadało tragedii? Estiqlal.
W
sobotę od rana czułem się jak trener Fornalik. Bolała mnie głowa. Nasz
skład dosłownie i w przenośni się rozleciał. Filar FUA&MB, nasz
grający manager Maciej L. gościł z wizytą we Lwowie, sprawdzając czy
miasto po Euro 2012 nadaje się do ponownego przyłączenia do macierzy.
Brat mój Tomasz poleciał do Meksyku, odwiedzić kraj swoich byłych
zwierzchników z czasów pracy na zmywaku w San Diego w programie Work
& Travel. Tomasz S. zachorował, Hania nie zgodziła się na występ
swojej mamy- Kasi, a Gosi nie gra była w głowie ;). Z bliżej
nieznanych mi przyczyn miało też zabraknąć naszego bramkarza Damiana i
Piotrka T. (Turu). Wszyscy oni uprzedzili o swojej absencji. Pozostali w ogóle nie raczyli dać znać, czy zaszczycą nas swoją
obecnością (Panowie czas założyć skrzynkę mailową lub wygospodarować
środki na SMSa).

Oprócz mnie, grę zadeklarowali Vlad, Paweł K.
(Królu) i Maria. Mieliśmy więc skład na styk, ale bez bramkarza. Przed
meczem próbowałem powołać między słupki Kodjo, ale jak na złość w tej
kolejce nie mógł grać. Postawiłem więc na sponton. Po przyjeździe na
Polną, zorientowałem się, że na 10 min. przed meczem jesteśmy tylko my z
Marią. Szybko więc powołaliśmy na bramkę, grającego w poprzednim meczu
reprezentanta Haiti - Richarda. Na pięć minut przed pierwszym gwizdkiem
zjawił się Królu.
Vlada nie było i nie pojawił się już do końca
meczu (może pomylił miejsce zgrupowania i pojechał za Maćkiem do Lwowa).
Nie było na co czekać. Wziąłem wolną koszulkę, wyszedłem na halę i
spytałem się publiki, kto by chciał w niej wystąpić. Z entuzjazmem te
propozycję przyjął młody przedstawiciel narodu afgańskiego (niestety
imienia zapomniałem). Powiedział mi, że kocha piłkę. Rzeczywiście
kochał. Przez całe spotkanie bez ustanku biegał za nią po całym boisku, a
że miał śliskie buty do ich zbliżenia dochodziło rzadziej niż by sobie tego życzył. Ale zostawił dużo serca i płuc na parkiecie.
Pierwsza
połowo rozpoczęła się zgodnie z przewidywaniami. Nie pamiętam dokładnie
jej przebiegu, grunt że na przerwę, tak jak tydzień wcześniej,
schodziliśmy przegrywając 3:5. Niestety nie wiem, kto zdobył dla nas
bramki.
Jakoś tak naturalnie wyszło, że z Richarda będziemy mieli
więcej pożytku w polu niż w bramce. Zmienił go tam Królu. Nasz haitański
nabytek przechodził bez problemu całe boisko i siał popłoch pod bramką
przeciwników. Dzielnie wspierała go Maria, która moim zdaniem jest
najlepszą zawodniczką tego turnieju. Okazała się jednym z
najmocniejszych punktów naszego zespołu.

Na początku drugiej połowy
przeciwnik wściekle atakował, ale na drodze stanął mu Maciek, który
pojawił się w naszej bramce i był jak Tomaszewski na Wembley. Na swój
urok osobisty zwabiła go (Maćka nie pana Janka) na Polną Gosia, która
choć nie występowała, wspierała nas wytrwale dopingując z ławki.
Niestety Maćka dopadła kontuzja i musiał dołączyć do Gosi. W
międzyczasie stopniowo odrabialiśmy straty. Wspaniale rozgrywali Maria i
Richard. Nie pamiętam, ile każde z nich strzeliło bramek. Ja,
dzięki
ich świetnym asystom wrzuciłem dwie. Z dalekiej podróży wrócił stary
dobry Królu, nomen omen królujący w polu karnym. Niczym nie przypominał
tego bezradnego zawodnika z poprzedniego meczu, który każdą akcję
kończył w stylu ?Lesniak? o Jezus Maria?. Tym razem zapakował
przynajmniej 3 bramki i to od czasu do czasu broniąc naszej bramki.
Na
dwie minuty przed końcem doprowadziliśmy do remisu. Ja stojąc na bramce
w końcówce meczu, pomny rad znawcy futbolu Bartosza ?Smutka?, chciałem
grać na czas, ale Richard z Marią ponaglali. I mieli rację. Na pół
minuty przed ostatnim gwizdkiem chciałem przytrzymać piłkę po aucie pod
naszą bramką, ale Maria dalekim wybiciem podała na pole karne
przeciwnika i po szybkiej akcji albo ona, albo Król zadali śmiertelny
cios przeciwnikowi.
Informacje o śmierci FUA&MB, były więc mocno przesadzone. Nie składamy broni. Oby tak dalej.
ADAM
Kiedy
nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć
jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage
na facebooku: