To druga relacja z meczu w tej
edycji Etnoligii, której napisanie przypadło mi w udziale. Pierwsza była miłym
zadaniem, gdyż opisywałem nasz tryumf (jak się potem okazało dotychczas jedyny)
i zajęcie pozycji lidera w tabeli. Tym razem przytoczenie tych kilku słów sprawozdania
z ostatniego meczu, będzie dla mnie smutnym obowiązkiem. Opisuję bowiem moment
osiągnięcia przez nas przeciwległego bieguna ligi, czyli spadek na jej dno.
Mając w perspektywie mecze z drużynami z pierwszej szóstki, można założyć, że
niżej jest jeszcze ze 3 metry mułu. Ale skoro przegrywaliśmy z potencjalnie
najsłabszymi przeciwnikami, może zmobilizujemy się na najsilniejszych.
Być może
nasz talent jest na tyle wielki, że nie ma miejsca na jego pełną prezentację na
małej przestrzeni sali gimnastycznej. No jakoś nic nam nie wychodzi. Wystąpiliśmy
w okrojonym, acz dobrze już znanym składzie: Tomek Dz.. Paweł, Krzysiek i ja
(Adam). Mimo wypożyczonego bramkarza instytucji, dzięki któremu rozmiary
porażki zostały szczęśliwie zmniejszone, gra od początku nam się nie kleiła.
Brak nam rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia. National Pride narzucił nam
taki pressing, że pierwsze bramki straciliśmy po głupich przechwytach
przeciwnika, gdy nieudolnie próbowaliśmy wyprowadzić akcje. Nie pamiętam czy do
przerwy padły jakieś gole dla nas, ale chyba nie. Rywale za to trafili ze trzy
razy. W pierwszej połowie nie wykorzystałem najlepszej okazji, gdy odebrałem
ich bramkarzowi piłkę, gdy się nią bawił, ale zabrakło centymetrów i obrońca
dosłownie w ostatnim momencie zdążył ją wybić z linii bramkowej. Tu muszę się
uderzyć w piersi, że wystąpiłem w eksperymentalnych butach, w których jeździłem
jak na łyżwach. Może słaba przyczepność i 3 tyg. przerwy w występach
spowodowało, że gra szła mi jak krew z nosa. Niestety wszyscy graliśmy tak, że
nawet szczęście nam nie sprzyjało, stąd kilka słupków i kiksów w
stuprocentowych sytuacjach. Wystarczy powiedzieć, że jedyne dwa gole dla nas
strzelił wypożyczony z innej drużyny zawodnik (jeden dwóch z zaciągu
zewnętrznego, którzy zmieniali Tomka na boisku). Dzięki mu za to, choć za
asysty już raczej nie. Dobrych wymian piłki było jak na lekarstwo. Ogólnie
szwankowała u nas gra zespołowa, a podania z klepki były wyjątkami. Brak
zgrania, brak szybkości, brak dokładności. Pozostaje radość z gry. Nawet gdy
się przegrywa 5:2 i spada na ostanie miejsce w tabeli. I tego się trzymajmy.
Znaczy nie dna. Zawsze pozostaje cień nadziei, że przy odrobinie szczęścia
jakoś się od niego odbijemy.
Adam
Dziadak
Kiedy
nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć
jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage
na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook
My Baobab - www.mybaobab.org, facebook
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz