W sobotę punktualnie o godzinie 16:30 drużyna FUA & My Baobab
kolejny raz stawiła się na hali sportowo-widowiskowej Warszawskiego
OSiRu, aby rozegrać mecz z drużyną Inter(national) – w
biało-niebieskich strojach;-).
Chłopcy w składzie, od bramki: Tomek, Popek, turu, Krzysiek i Vlad
dzielnie ruszyli do gry. Na ławce rezerwowych naszej drużyny
zasiedli, a właściwie zasiadł bramkarz „wszystkich drużyn”,
człowiek instytucja – bramkarz o tajemniczym imieniu, którego
nikt nie zna :P Na trybunach komplet. Mimo, iż nie wszyscy
wiedzieli, kto jest gospodarzem a kto gościem, sędzia rozpoczął
zmagania. Męska gra (w obu składach brak zawodniczek) rozpoczęła
się od kilku składnych akcji obu drużyn. W środku pola rządził
i dzielił Krzysiek niczym Xavi w barwach słynnej Barcelony. Po 6
minutach jakże wyrównanej gry padła pierwsza bramka – niestety -
dla naszych przeciwników. Strata bramki jeszcze bardziej
zmobilizowało naszych chłopców, którzy po pięknej składnej
akcji zdołali wyrównać. Strzelcem pierwszej bramki był Krzysiek
po wspaniałym podaniu Vlada. Chłopcy grali nieustannym pressingiem,
wymieniali podania z pierwszej piłki, ale niestety jedynie obijali
słupki i poprzeczkę bramki przeciwnika… w tym miejscu należy
przytoczyć słynne piłkarskie powiedzenie „niewykorzystane
sytuacje się mszczą”… Pierwsza połowa zakończyła się dla
Nas niekorzystnym wynikiem 4:1.
Po przerwie chłopcy wyszli pełni animuszu i zaangażowania. Wraz z
początkiem drugiej połowy w szyki obronne wkradł się mały chaos
i po chwili przeciwnicy podwyższyli wynik. Jednak po ich bramce
rozpoczął się koncert FUA. W ataku na wzór Shevchenki, dzielnie i
skutecznie walczył Vlad, co udokumentował piękną bramką. Kolejne
bramki zdobyli Tomek (bramkarz w ataku!!!), turu (mimo kopania po
kostkach, ciągnięcia za koszulkę zdołał strzelić - a musiał
strzelić bo mi obiecał:-)) oraz Krzysiek. Popek w obronie kasował
wszystkie piłki niczym Władysław Żmuda na MŚ w 1974. W końcówce
spotkania piłkę życia wybronił Tomek. Takiej interwencji nie
powstydziłby się sam Wojciech Szczęsny, którego obrona rzutu
karnego w meczu z Liverpoolem jest jedynie namiastkę tego, co zrobił
Tomek. Trzeba zaznaczyć, że na boisku w drugiej połowie znajdowali
się również przeciwnicy, którzy też coś tam strzelili. Jeden z
Czarnoskórych przeciwników w ekwilibrystyczny sposób zdobył
bramkę, za co otrzymał gromkie brawa od zgromadzonej publiczności.
Ostatecznie nie udało się odrobić strat z pierwszej połowy. Druga
część meczu zakończyła się wynikiem 4:4, a cały mecz wynikiem
8:5.
Mimo
przegranej w szatni panowały dobre nastroje (nie byłam, ale Piotrek
mi opowiadał),
a gra mogła się podobać. Niestety zabrakło sił, zgrania a przede wszystkim szczęścia.
a gra mogła się podobać. Niestety zabrakło sił, zgrania a przede wszystkim szczęścia.
Gosia
i turu ;-)
Kiedy
nie gramy w piłkę robimy różne inne rzeczy. Jeśli chcesz się dowiedzieć
jakie, zajrzyj na strony zaprzyjaźnionych Fundacji albo odwiedź fanpage
na facebooku:
Usłyszeć Afrykę - www.uslyszecafryke.org, facebook
My Baobab - www.mybaobab.org, facebook
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz